Książki z serii 'widziałem niebo' są ryzykowne, niezależnie od tego czy się w to wierzy, czy nie. Bo jeśli nie - to czytamy bajkę, a nawet jeśli wierzymy - to opisywana rzeczywistość tak przekracza nasze wymiary, to co znamy, że mamy wrażenie, iż czytamy bajkę. Trudno jest autorom dorównać bestsellerowi Raymonda Moody'iego 'Życie po życiu'. Światy, opisane przez Ebena Alexandra są wspaniałe, pełne muzyki, dobra i akceptacji, trochę jak w starej wersji 'Alicji z Krainy Czarów'. Przekaz, z którym neurochirurg wrócił na świat, jest mądry i wart rozpowszechniania: że Bóg nas kocha i akceptuje nas i to co robimy.
Ale jest też jeszcze jeden przekaz płynący z tej historii. A mianowicie, iż można wyzdrowieć nawet z beznadziejnej choroby. Że wiara w dobre zakończenie jest potrzebna.
Ktoś napisał, że ie będzie przyznawał gwiazdek takiej książce. A ja będę, bo ocenię konstrukcję książki i język. To ważne, bo albo czyni książkę o zaświatach strawną, albo nie. 'Dowód' napisał naukowiec, więc i jego wywód cechuje naukowy w stylu prowadzenia, ale nie jest to naukowe, bo nie ma żadnych dowodów na to, że autor opisuje prawdę. Mamy z jednej strony opowieść o nim, jak zachorował, zapadł na śpiączkę, jak przebiegała choroba, a następnie co widział w 'innym wymiarze' (bo nie były to typowe zaświaty, gdyż Eben Aleksander nie umarł!). Jednocześnie z tym mamy opis tego co przeżywa rodzina, widząca bezwładne ciało męża, ojca, brata, jej rozpacz i coraz gorsze diagnozy lekarzy. Mamy więc opis rozpaczy i nadziei jednocześnie.