„Eksterytorialna ojczyzna chorych. Świątynia cierpienia. Miejsce wyjęte spod prawa zdrowych. Jak by nie nazywać szpitala, pobyt w nim to doświadczenie, o którym się nie zapomina."
Covid wywrócił szpitalne statystyki do góry nogami. Sprawił, że granica wieku pacjentów przestała mieć znaczenie, a płuca zaczęły prześcigać inne narządy pod względem kłopotów z nimi. To jednak nie tak, że inne choroby przestały istnieć. „Nadal walczą o swoje miejsce w statystyce. Zapełniają ją po cichu, w konspiracji".
Alelsandra Pawlicka trafiła do szpitalnych statystyk jako „covidowy dysydent", a jej pobyt na oddziale stał się motywacją do stworzenia luźnych zapisków, które wydawnictwo Austeria wydało w serii „Z rękopisów". Dało to życie niepozornej książeczce, która przepięknym językiem przedstawiła kilka trafnych uwag, a w tekście nie ma nic zbędnego (trzydzieści pięć stron nie pozostawia na to miejsca). Piękno narracji, piękno obserwacji i piękno doświadczeń. Oto co znajduje się w „Eksterytorialna ojczyzna chorych". Tytule, który najwyraźniej został moim ulubieńcem w serii.
Tęskne spojrzenia na świat za oknem, który jest „wyborem". Specyficznie biegnący czas, jaki „pozwala nabrać dystansu do siebie. Do wszystkiego, co zostawiliśmy za progiem". Łóżko, które „Spija uronioną kroplę krwi, potu, moczu i lekarstwa. [...] Przejmuje brud, dreszcze, słabość". Korytarz jako „przepustka do wolności. Przyznanie sobie prawa do decydowania o sobie".
...