Powrót na stare śmieci. ,,Elfen Lied'' zapamiętałem jako bulwersyjne, brutalne oraz kontrowersyjne anime na rozpoczęciu nowego millenium. Opowieść dla starszej widowni, a widziałem jako dojrzewający chłopiec. Chciałem wrócić i sprawdzić, czy to seria, która ma jeszcze coś do zaoferowania. Postanowiłem sięgnąć po mangę z prostego powodu - telewizyjna adaptacja kończy się w połowie literackiego pierwowzoru. Pierwsze wrażenia mieszane - paskudna grafika, koślawe rysunki i niewiarygodna bieda na dalszym planie. Do oglądania - prawdziwy kryminał, niechlujna praca wykonana bez głębi perspektywicznej. Byłem załamany, jak wygląda na papierze. Rysunkowo poniżej średniej. Co do historii - nie będę zagłębiał się w szczegóły, ale chodzi o to, że z podziemnej bazy wydostaje się mutant-dziewczyna (z rogami i ponad naturalnymi zdolnościami). Ucieka od oprawcy - pierwsi świadkowie ujrzą ją nago na plaży. Czy jest niebezpieczna, jak powiadają żołnierze z oddziału od zadań specjalnych? Owszem, ale historia zaprojektowana z myślą, aby przedstawić nastolatkę z rogami nie jako potwora, lecz ofiarę eksperymentów czy wykazać wyobcowanie jednostki, która nie potrafi odnaleźć się w społeczeństwie.
Zapamiętałem niezwykle szczegółowo, gdyż anime widziałem dobre pół dekady temu, jak nie lepiej! A jest to, co zarejestrowałem na ekranie: dużo nagości, krwawych plansz, dramatycznych uniesień, choć po dekadzie denerwują przerysowani bohaterowie wraz z kretynem w jednostkach Marines, który całe...