Fragment powieści: Było to w południowej godzinie, przy końcu lata, a na początku akademickiego roku 1866 w cukierni Grohnerta, na Krakowskiem Przedmieściu w Warszawie. Prelekcje już się zaczynają, są jeszcze jednak godziny wolne; korzystają z nich studenci i schodzą się w „swojej knajpie“ wypić herbaty, kawy, przeczytać gazetę lub zagrać w bilard. Sale bilardowe, podobne do wędzarni od dymu i papierosów, przepełnione młodzieżą w granatowych mundurach: jedni siedzą przy stolikach, inni grają w bilard, a „galerja" dogaduje i robi swoje uwagi. Pod oknem, w kąciku, trzech studentów, popijając herbatę, rozmawiało:
— No, jak się masz, Grześku? Ja z Pigułą wróciliśmy wczoraj. Widziałem cię wchodzącego do Grohnerta; podążyliśmy więc zobaczyć się z tobą. Nie mogę jednak wyjść z podziwienia: ty w cukierni?
— Zaszedłem przeczytać gazetę i zobaczyć wesołe twarze.
— O, tych nie brak! Wszak to początek roku: przyjechali nowi, starzy wrócili z domów, mają trochę monety, a póki grosz w kieszeni, to i mina wesoła!