Jak oceniać tytuły, które pięknie płyną, ale na brzegu zastanawiamy się, czy było warto? Czuć, że za biurkiem siedzi pisarz, a nie grafoman, bo pisze plastycznymi zakrętami. Płynna narracja, ale nutka telenoweli wkrada się tu i ówdzie. Niby na bogato, stylowo i z rozmachem, a jednak mam problem. Nie wciąga w wir wydarzeń, snuje się po obrzeżach miąższu, króluje się i wije z wyrażeń, ale cytując znakomitego Gombrowicza, jak zachwyca, skoro nie zachwyca? Wszystko widziane przez pryzmat budowanej katedry. Polityka, intrygi, jak z niechcianej ,,Gry o tron". Wadzi serialowa konstrukcja i popisy poetyckie z kiczowatym wyznaniem po pierwszej randce. Płynie po płyciźnie, miast wzruszyć góry skaliste. Po odliczeniu lektury zastanawiam się, gdzie popełniłem błąd. Nie jest to pretensjonalne, jak kino Nolana. Nie jest napisane archaicznie, jak Diuna, ale to takie leniwe pisarstwo, kunsztowne i bez rysy, że aż boli z dosłowności.