Książki Neila Gaimana po prostu uwielbiam. Autor ma nietuzinkowy styl, który już od lat potrafił mnie porwać. Pierwszy raz jednak sięgnęłam po zbiór jego krótszych tekstów i z przykrością muszę stwierdzić, że mnie nie porwał.
Co pozytywnego mogę powiedzieć o książce? Na początek pochwalę tytuł. Jak dla mnie świetnie dopasowany do tego, co tutaj znajdziemy. Nie jest bowiem łatwo znaleźć część wspólną tekstów o tak różnorodnym charakterze. Wszystkie te teksty są jednak takie jakby oderwane od większej całości. Strzępki myśli, niedokończone pomysły, coś, co może momentami zachwyci, ale szczerze mówiąc, tuż po przeczytaniu połowy z nich już nie pamiętam.
Są to dosłowne rzeczy ulotne, które można docenić, ale łatwo o nich zapomnieć, bo właściwie niewiele wnoszą. Niektóre były ciekawe, inne wydawały mi się totalnie słabym zapychaczem. Na pewno doceniam wspomnianą już wcześniej różnorodność stylu i form. Autor bawi się tekstem na różne sposoby. Moim zdaniem jedynie to ratuje treść.
Bonusem, który mnie pocieszył, było końcowe opowiadanie, pozwalające wejść jeszcze na chwilę do świata Amerykańskich Bogów. Ciekawie też było zapoznać się ze wstępem pokazującym historię powstania niektórych utworów. Co też pozwoliło mi lepiej je odebrać.