Dziewięć planet, nekromanci, dużo kosteczek i turniej. To i dużo więcej znajdziecie w książce "Gideon z Dziewiątego" autorstwa Tamsyn Muir.
Gideon nienawidzi planety, na której mieszka i raz po raz próbuje z niej uciec - z marnym skutkiem. Plany zawsze krzyżuje jej Wielebna Córka. Tak jest i tym razem, jednakże Harrowhearth Nonagesimus, Wielebna Córka z Dziewiątego Domu i niesamowita magini koś¢i przychodzi z propozycją: jeśli Gideon zostanie jej Kawalerem, uda się z nią na Pierwszą i pomoże jej wygrać turniej na liktora, otworzy się przed nią upragniona droga: będzie mogła opuścić dom na zawsze. Dla Gideon jest to propozycja nie do odrzucenia…
"Gideon z Dziewiątego" to połączenie science fiction, fantasy i kryminału. Wśród koś¢i pokrywających podłoże t®up ściele się równie gęsto i nie wiadomo, któremu z przedstawicieli dziewięciu domów można zaufać. Zagadki się mnożą, a stawka w turnieju ciągle rośnie.
Ta książka zdecydowanie należy do niecodziennych. Bohaterowie są świetnie wykreowani, ale trzeba wziąć pod uwagę, że ich poczucie humoru (zwłaszcza Głupeon - zwanej tak przez Harrow) nie trafi do każdego. Mnie akurat przypasowało, ale rozumiem, że niektórych może odrzucać.
Moim głównym zarzutem wobec książki jest nierówne tempo akcji. Dzieje się dużo i szybko, by po chwili zwolnić. Końcówka, niby pełna napięcia i ciekawie napisana, ostatecznie stała się trochę nużąca. Jestem jednak wielką fanką zakończenia! Było niespodziewane i zaostrza apetyt na kontynuację.
Reasumując, "Gideon z Dziewiątego" jest bardzo ciekawą pozycją, po którą na pewno warto sięgnąć. Trzeba tylko wziąć pod uwagę, że można się z nią nie polubić.