Jako, że książka nie taka nowa i ma już swoje dłuuugie recenzje ;) nie będę streszczał jej treści (zresztą i tak bym tego nie zrobił, bo nie lubię ;) ) Swoje refleksje chciałem zacząć od łyżeczki dziegciu więc szukałem długo czegoś negatywnego i... nie znalazłem (można by mieć jedynie pretensję do grafika za kiczowaty złoty samolocik na tle "księżyca")Język, którzy niektórzy krytykują, dla mnie jest jednym z największych walorów powieści. Jedno z najmocniejszych zdań w tej książce brzmi: "Albo." Oczywiście nie sposób zrozumieć go bez kontekstu...ale właśnie wszelkie "błędy" gramatyczne, składniowe itd. mają w tej powieści nie tyle nawet uzasadnienie, co są "tym" dzięki czemu zyskuje co najmniej o dwie gwiazdki więcej :) Są to momenty (niekiedy) zatrzymania dla czytającego, dzięki którym możemy poszybować w naszej wyobraźni czy przemyśleć "rzeczy ważne" czy wręcz "ostateczne" Innymi słowy autor nie tylko ma nam do przekazanie swoją wizję, ale właśnie stawia nas samych przed sytuacjami krańcowymi, na które możemy, a nawet powinniśmy sobie odpowiedzieć, by nasze człowieczeństwo można było uznać za pełne. Diaz napisał o tej książce, ze to jedna z tych, które sprawiają, że cieszymy się z istnienia literatury. Ja bym dodał jeszcze, że główny bohater to nie czarno-białe indywiduum stworzone na potrzeby powieści, ale pełnokrwista postać: inteligentna, z poczuciem humoru postawiona w sytuacji w której nikt z nas nie chciałby się znaleźć, przeżywająca swoje życie we wzlotach i upadkach kołysząc niekiedy naszym brzuchem w spazmach śmiechu albo w skurczach przypominających te, których doświadczamy zwracając nieświeżą rybę...