Trzecia część etnokryminałów Kuźmińskich. Po genialnej „Ślebodzie”, bardzo dobrym „Pionku” - teraz „Kamień”. I co? I równia pochyła o niewielkim stopniu nachylenia. Poziom powieści leci w dół po tej równi na szczęście nie na łeb na szyję, ale powoli i niestety zauważalnie. Nie umiem nawet dokładnie powiedzieć dlaczego, ale intryga wciągnęła mnie mniej i były całkiem obszerne fragmenty, które ciągnęły mi się niemiłosiernie, kilka razy pogubiłam się w ofiarach, wątkach, motywach, musiałam się cofać, żeby sprawdzać o co chodzi. Dwójka głównych bohaterów mnie wkurzała, przede wszystkim wiecznie marudząca stara panna Anka. I w ogóle łapałam się na tym, że czytam bardziej z obowiązku, żeby dokończyć, niż z przyjemnością. Strona poznawcza też jakoś mało odkrywcza. Po „Ślebodzie” oczekiwałam w każdej z części takich nieznanych mi fajerwerków jak Goralenvolk. I niby mamy tutaj nowe środowisko do spenetrowania - Romów, ale nic nowego się o nich nie dowiedziałam. Że honorowi? Że często żyją w biedzie? Że Cyganki same nie wierzą we własne wróżby? I że nikt ich nie chce za sąsiadów, wszyscy się ich boją, uważają, że Cyganie porywają dzieci, a przez środek wioski płynie szambo. Aha! I pod żadnym pozorem nie powinno się mówić Cyganie, tylko Romowie (autorzy przypominają o tym do znudzenia). I jeszcze że minęły czasy egzotycznych taborów cygańskich, tańców i śpiewów przy ognisku, całej tej malowniczości, z którą nam się kojarzą. No to w sumie nic odkrywczego.
Ważnych społecznie tematów też o połowę za dużo. Jedni tropią ślady ewentualnego spisku dotyczącego bezpieczeństwa narodowego w trakcie mających się odbyć niebawem w Krakowie Światowych Dni Młodzieży, inni zajmują się przemytem, jeszcze inni z góry wiedzą w toczącym się śledztwie, że jeśli ktoś zabił, to tylko Cygan (przepraszam:Rom), bo tak. A potem zaczyna się jazda z nietolerancją, pedofilią i homoseksualizmem wśród księży, falą uchodźców, przemytem ludzi, znachorami i medycyną niekonwencjonalną, zaginionymi dziećmi, alkoholizmem w pracy, zawodową zawiścią i jeszcze mnóstwem takich tematów. Dla mnie brakuje jeszcze inwazji ufoludków i przemarszu wojska.
Chyba jestem niesprawiedliwa, albo miałam zbyt wygórowane oczekiwania, albo wzięłam się za „Kamień” w nieodpowiednim czasie. Popastwiłam się nad powieścią, a w sumie to nie jest wcale taka zła książka. Na pewno nie gorsza niż setki innych kryminałów zalewających rynek. Tylko po poprzednich tomach miałam bardzo zaostrzony apetyt. A ta potrawa była trochę rozwodniona i niedoprawiona. Gdybym „Kamień” przeczytała jako pierwszy z serii, pewnie byłabym zachwycona.