Seria z psychologiem dziecięcym Alexem Delaware została mi polecona jako kawał dobrego thrillera z ogromnym ładunkiem napięcia i w ogóle och i ach. Opinie na jej temat też były dość zachęcające. Dla porządku postanowiłam zacząć od części pierwszej i może to był mój błąd, bo zamiast przyłączyć się do pochwalnych głosów brnęłam przez tę książkę dość mozolnie.
Od razu w pierwszym rozdziale rozczarowanie - ten super-hiper-mega genialny Alex okazuje się psychologiem emerytowanym (jednak nie martwcie się niewiasty, to nie żaden dziadek, nasz bohater przeszedł na emeryturę zaraz po trzydziestce i na szczęście niedługo na niej odpoczywa!), mimo to bogatym (pięćset pięćdziesiąt metrów kwadratowych domu to chyba wystarczająca przesłanka) i znudzonym swym obecnym idealnym życiem facetem. Kiedy więc przybywa do niego stary znajomy po pomoc w śledztwie, Alex zrzuca maskę emeryta i przeobraża się w detektywa amatora. Jednak zmiana nie następuje od razu, jakaś konkretniejsza akcja zawiązuje się może po 20 rozdziale. Wcześniej wieje nudą na kilometr. Zaś swoich magicznych umiejętności psychologa dziecięcego nasz bohater w książce użyje... raz i to z marnym skutkiem.
Mimo wszystko jak już przebrnie się przez te ponad 20 rozdziałów to dalej jest całkiem ciekawie, nasz Alex się rozkręca (ale nie jako psycholog, raczej jako ninja), na jaw zaczynają wychodzić pewne niewygodne fakty i koneksje, historia nabiera tempa.
W związku z tym ciężko jest mi ocenić tę książkę, daję jej 6/10 i liczę, że kolejne części mnie już tak nie rozczarują.