"Od kobiet wymagano uległości i podporządkowania, skromności i pokory. Ten apodyktyczny młody mężczyzna traktował jako osobistą zniewagę, że Ayla nie kuliła się ze strachu, gdy przechodził w pobliżu. To zagrażało jego poczuciu męskości".
Nic dziwnego, że neandertalczycy wyginęli. Chociaż czasami obserwując otoczenie, mam wrażenie, że jednak nie do końca jest to gatunek wymarły. Niektórzy panowie zachowali pewne cechy z dawnych lat świetności, w których kobiety nie miały prawa do niczego.
Teraz już bez żartów :)
Nigdy się nie spodziewałam, że opowieść o jaskiniowcach wciągnie mnie do tego stopnia. Ta historia o Klanie neandertalczyków, do którego przypadkiem trafi dziewczynka z gatunku Homo sapiens, nie dawała mi czasem szansy na oddech. Kto by pomyślał, że z takiej opowieści można wycisnąć tyle emocji, że nie mogłam spać, nie poznawszy dalszych losów Ayli. Bo musicie wiedzieć, że Ayla miała duże problemy w dostosowywaniu się do reguł panujących w Klanie, a ja jej przez całą książkę kibicowałam, bo również nie mogłam się pogodzić z zasadami, do których próbowano ją nagiąć.
"Kobiety potrzebowały rządów silnej ręki - były bezwolnymi, upartymi istotami, niezdolnymi do tego, by zdobyć się na samokontrolę, jaką charakteryzowali się mężczyźni. Kobiety pragnęły, żeby mężczyźni rozkazywali im, trzymali je w ryzach po to, by mogły być produktywnymi członkami klanu i przyczynić się do jego przetrwania".
Aha, tak bardzo pragnęły, że jednak nie przetrwał. W tym szaleństwie nie ma metody, na szczęście. Nigdy nie uważałam się za feministkę, ale gdybym trafiła przypadkiem w okolice Klanu Niedźwiedzia Jaskiniowego - wystrzelałabym z procy wszystkich maczo-samców, którzy próbowaliby mnie namówić do podporządkowania się ich regułom.