Gdy myślimy o przestępcach, przed oczami stają nam mężczyźni. Słysząc doniesienia o przemocy domowej, widzimy żonę w roli ofiary. Niby wiemy, że zło czai się w każdym, ale pewne uwarunkowania kulturowe i zwyczajna statystyka wygrywają. Zwykle też odwrócone sytuacje, czyli zbrodnie popełniane przez płeć piękną, bulwersują bardziej.
"Kobieta kanibal" to historia, która szokuje i przeraża. Wszystko, co mogło pójść nie tak, poszło nie tak. A Ryan Green opisał to w niezwykle sugestywny sposób. Mam wrażenie, że akurat w tej książce fabularyzacja była najmniej irytująca, a sama narracja w największym stopniu oparta na faktach.
Trudno mi uwierzyć, że nieco ponad dwadzieścia lat temu mogło dojść do tak wielu zaniedbań, a w konsekwencji do tak makabrycznej zbrodni. Zwłaszcza że to wszystko działo się w kraju w pełni cywilizowanym. Nie da się oczywiście zapobiec każdemu przestępstwu, nie da się przewidzieć czyjegoś zachowania, choroby także nie zawsze dają objawy, jednak Katherine Knight naprawdę można było pomóc i uchronić ją przed nią samą.
Nie ulega dla mnie wątpliwości, że była poważnie zaburzona i przeraża mnie to, że po tym jak potraktowała swojego pierwszego partnera, nie tylko pozwolono jej wrócić do społeczeństwa, ale też wychowywać dzieci. Katherine Knight jest winna, znęcała się fizycznie i psychicznie nad wszystkimi swoimi partnerami, a tego ostatniego zamordowała, by ostatecznie zrobić z niego obiad, ale winni są także psychiatrzy, winna j...