Niedługo północ.
Nie wiem, czy północ jest bardziej porą samego Kazimierza, czy raczej Orbitowskiego, w każdym razie autor sugeruje czytelnikom, że jest właśnie północ, gdy z przewodnikiem jako narratorem (są nocne zwiedzania o tej porze w Krakowie??) łazimy w kółko po Podbrzeziu, a ten nam zaraz opowie o prawdziwej postaci z Kazimierza, a nie jakąś kolejną tanią miejską legendę o Żydach w Krakowie. Jest to opowieść z własnej młodości, z końcowych lat podstawówki pod Płaszowem. Historia zaczyna się w połowie lat siedemdziesiątych, a jego bohaterem jest Kobra - starszy kolega z klasy, tzw. "spadochroniarz", czyli powtarzający klasę. Jest obiektem podziwu dla swych kolegów, ponieważ ma już w pełni męską sylwetkę a także - podobno - i męskie doświadczenia. Między oboma bohaterami nawiązuje się nieco wymuszona nić przyjaźni, która osiąga kulminację, gdy po długotrwałych przygotowaniach i treningu Kobra zabiera swego młodszego kumpla na spotkanie, na którym przy alkoholu ma się odbyć gra w butelkę... z dziewczynami. Spotkanie zostaje przerwane, po czym narrator traci kontakt z Kobrą, oskarżonym i uwięzionym za kradzież. Kobra nie jest postacią jednoznacznie negatywną, ale po więzieniu stacza się - przegrywa w butelkę, ponieważ staje się bezdomnym alkoholikiem... Podoba mi się ta gra Orbitowskiego z tytułem i jego autentycznie brzmiące obserwacje społeczne z tamtych lat.