"Bo nie patrzyłby pan na nią jak sroka w gnat! Aby ślinkę widać, jak przełyka. W trymiga by ją mości pan zeżarł jak lis kurę"!
Powiem Wam, że tej pary byłam bardzo ciekawa. Hazel od początku zwracała uwagę swoją zaradnością ale i twardym postanowieniem, że faceci to tak nie koniecznie. Ale od początku
Hazel Brown kocha konie ponad życie. Są jej ogromną pasją, ale jako kobieta, nie bardzo może się realizować. A teraz trafia się wyjatkowa pozycja trenera koni. I zrobi wszystko, żeby ją dostać. Postanawia więc dostać się na bal, który odbywa się w posiadłości potencjalnego pracodawcy i czegoś się o nim dowiedzieć.
Na przyjęciu poznaje pewnego przystojnego jegomościa, który wzbudza w niej pragnienia o jakie by się nie podejrzewała. Rozwój wypadków tego dnia jest dość dziwny a w ich efekcie dziewczyna znika bez słowa. Jakież jest jej zdziwienie, kiedy okazuje się, że słowa które wypowiadała dzień wcześniej, kierowała do swojego pracodawcy. I o zgrozo, czy jest szansa, że lord Blake Coventry ją rozpozna? Gdyż Hazel występuje w przebraniu chłopca stajennego....
Powiem tak, jeszcze się nie zdarzyło, żebym zawiodła się na książkach Melisy. Odkąd sięgnęłam po pierwszą książkę serii co za para, za każdym razem bawię się świetnie. Bohaterowie wywołują we mnie wybuchy śmiechu. Kobiety są waleczne i zdecydowanie mają nie wyparzone języki 😈 A faceci....oh przepraszam dżentelmeni 🥵 Cóż, dżentelmenami są. Ale są też gorący, twardo stąpający po ziemi. I zdec...