Strych był niski, pod samym dachem i na ostatnim stopniu. Jenny musiała pochylić nisko głowę. Kiedy ją podniosła, w jej oczy uderzyła kaskada najdzikszych kolorów. Wstrząśnięta, wpatrywała się w swoją własną twarz, spoglądającą na nią z przeciwległej ściany. Lustro?
Nie. Namalowana twarz nie poruszyła się, kiedy do niej podeszła. Przyćmione światło wpadające przez niewielkie okienko igrało na płótnie, znacząc je pasami niczym jakaś upiorna dłoń.
Przez kilka minut wpatrywała się w obraz, nie będąc w stanie odwrócić wzroku, chłonąc każdy groteskowy szczegół, czując, jak jej usta wykrzywiają się w grymasie beznadziejnej udręki, i słysząc przeraźliwy jęk, który wydobywał się jej z własnego gardła...