Ciężko mi określić dobrze tę książkę, bo gdy patrzę na nią z dalszej perspektywy mogę powiedzieć, że nie jest zła, jest dobrze napisana, szybko się ją czyta i wciągnęła mnie, choć na pewno nie tak jak Darda. Przyglądając się jej jednak bliżej zauważa się niedociągnięcia, niedoskonałości, rysy. Główny bohater, doktor Faraday, od początku bardzo mnie irytował, a z każdym rozdziałem denerwował coraz bardziej zwłaszcza, że przez cały czas był pozytywnym bohaterem, w dodatku opowiadającym zdarzenia. Powieść jest nierówna, zapowiadała się jako thriller, a scen z dreszczykiem jest bardzo niewiele - gdy już się pojawią zapowiadają się ciekawie, wciągają, czytelnik chce więcej, a one nagle się urywają i nie są kontynuowane. Napięcie spada i znów autorka ciągnie nas przez szereg nudnych scen obyczajowych. Wiele scen wydaje mi się niepotrzebnych, na siłę przeciągających akcję, co powoduje, że zdaje się ona rozsmarowana jak zbyt mało masła na za dużej kromce (jak mawiał Bilbo Baggins). Pod koniec książki, zamiast wzrastać, napięcie, nie wiedzieć czemu, spada. Rozwiązanie zagadki jest interesujące i opisane w oryginalny i ciekawy sposób, a mimo to rozczarowuje. Można przeczytać, ale można też sobie darować.
http://zielonowglowie.blogspot.com