Pochylenie nad maleństwem. Czarująca pozycja - idealna do poduszki, gdy noce nakrywają światło, zapada półmrok, a wiatr kołysze w monotonnym szepcie gdzieś za pagórkami. Stasiuk z niezwykłą wrażliwością oprowadza po leśnych ściółkach, gdzie wybrzuszone żaby unoszą się w mętnym stawie. Jak bociany pojawiają się wiosną stercząc w jednym punkcie czy, jak zwierzęta z ogrody czekają, by wyjść na ździebko trawy, żeby pociumkać, pogrzebać pod kopytkami, wypijając soki roślinne na gęstym powietrzu. Przemierza szemrzące jeziorka, podpatruje błękit nieba stopiony z barwami pomarańczy i czerwieni, z malowniczą precyzją odmierza słowa o porannej rosie, chłonąc góry z oddali, garbiące się korony drzew na uboczu w trakcie jazdy dwuśladowcem. Obserwacja bezlistnych klonów, czapli i jaskółek w węzłach dachu, przypatruje się śmierci łani pożartej przez wilki - z brunatną sierścią zaległą na ściółce pośród olch i mysich dziur.
Nie sądziłem, że lektura o zimnych porach, deszczowych zachodach okaże się pełną wdzięku przeprawą przed nieskończenie mitycznym blaskiem życia przyrody. Ileż tu poezji wylanej z najdrobniejszej dziupli, chrzęszczących gałęzi pod nogami, myśli o pogodzie, o kształtowaniu się mglistych kształtów z dna wyblakłej wody. Bardzo poruszająco opowiadał w rozdziale z psimi pupilkami, które zazwyczaj okazywały się znajdami, wagabundami z duszą samotnika. Które potrafiły znikać i nigdy nie wrócić, by spotkać towarzysza w odległym powiecie - w mieście z nową właścicielką. Czule wypowiadając się o czworonogu, który zszedł z pola widzenia, aby nie musiał być świadkiem, jak jego podstarzały kompan ulega agonii i zapachu śmierci. Pojawia się urocza scena, kiedy rozmawia siłą imaginacji ze swoją owcą-Manią. Wszystko to podbite impresjonistycznymi zdjęciami Kamila Targosza: z sikorką czy rakami. Pozycja skradła serduszko, dlatego otrzymuje ode mnie znak jakości i mianuję ,,Kucając'' arcydziełem jako wyraz troski o najmniejszych braci oraz zdumienia nad maleństwem w zagajnikach i pod warstwą minerałów czy kamieni.