Marzenie lorda Trevethowa: Dobrać się majtek hrabianki Penrose. W ten czy inny sposób.
I właśnie o tym jest ten twór literacki: Jak pewien panek gzi się z jaśniepanną przy każdej sposobności. Wpierw incognito, później jawnie, w świetle dnia i tytułów. Co prawda panek ma jakieś ambicje, swoje cele i dla sprawy pożąda gruntów będących wianem hrabianki, ale wszystko to traci na znaczeniu, gdy panna zadziera halki i/lub rozpina guziki bryczesów. Oprócz powyższego nie dzieje się bowiem nic.
W największym skrócie: Nędza i kilometry mułu. Dotrwałam do szesnastego rozdziału i uznaję to sobie za sukces. To jest tak mdłe i nijakie, że aż boli. Za to - o dziwo! - redakcyjnie tej chałce nie dolega prawie nic. I gdzie tu sprawiedliwość? >:[