Wywiad rzeka z Władysławem Bartoszewskim
Przygotowując się do rozmowy z Władysławem Bartoszewskim, poprosiłem przyjaciół o pomoc w znalezieniu stosownego tytułu całości. Pierwszy z nich powiedział: – Ostatni, co tak poloneza wodzi... – i aż oczy mu zabłysły z zadowolenia. Drugi z uporem powtarzał, że z takiej rozmowy powinny wynikać wnioski praktyczne. – Niech to będzie „Osobisty poradnik na ciężkie czasy”. Trzeci wspomniał o napisie widniejącym na medalu Yad Vashem: „Kto ocala jedno życie, ocala cały świat”. Czwarty zaś zaproponował: – ...my z niego wszyscy... – by po chwili dodać: – Chciałoby się, żeby tak było... fragment wstępu Michała Komara
Moje spojrzenie na wiele spraw jest spojrzeniem człowieka bardzo już doświadczonego, starego, skłonnego do refleksji dotyczących przeszłości, gdyż w moim wieku każdy podobnie ustosunkowuje się do życia i własnych zadań. Moja generacja odchodzi. To świadkowie Auschwitz, uczestnicy powstań, ludzie, którzy doświadczyli wszelkich nieszczęść i aktów godzących w elementarne prawa człowieka, a jednocześnie należeli do tych, którzy jako jedni z pierwszych wyciągnęli rękę na zgodę. Teraz pojawia się nowe pokolenie tzw. spin-doktorów od interesów narodowych i pamięci historycznej, liczących przede wszystkim na populistyczne wsparcie społeczeństwa. Inny jest to świat, w którym wartości zasadnicze pozostają gdzieś na uboczu. Kiedy dostrzegam, że dzieło życia tej odchodzącej generacji jest kwestionowane, pada łupem aparatczyków politycznych czy po prostu bezmyślności, zacietrzewienia, zawiści i wręcz głupoty politycznej, czasami padają z moich ust gorzkie słowa. To, co dla młodych ludzi jest czymś oczywistym – demokracja, prawa człowieka, swoboda podróżowania, swoboda studiowania w każdym zakątku świata, szacunek do ludzi i do innych narodów – było celem działania mojej generacji. Władysław Bartoszewski