"Mord na Zimnych Wodach" to debiut literacki Małgorzaty Grosman, wpisujący się w gatunek kryminału retro.
Plusem tej powieści na pewno jest dobre tło historyczne. Widać, że autorka włożyła naprawdę dużo pracy w poznanie historii Bydgoszczy w dwudziestoleciu międzywojennym, a także zorientowała się jak wyglądała wtedy praca policji – dopiero od niedawna zaczęto wykorzystywać daktyloskopię, a i dowody po raz pierwszy uwieczniane były przez zwyczajnych policjantów posługujących się pierwszymi poręcznymi aparatami fotograficznymi. Warto też od razu wspomnieć, że część bohaterów to prawdziwe postacie tamtych czasów – np. główny dowodzący śledztwem aspirant Andrzej Fąfelek i jego żona Katarzyna. To zdecydowanie nadaje smaczku lekturze. Podobało mi się również to, że w tekst autorka wplotła wyznania mordercy, więc jego przemyślenia możemy obserwować na bieżąco z jego punktu widzenia.
Niemniej jednak historia nie zadowoliła mnie w pełni. Miałam mały problem ze stylem powieści – trzeba się do niego przyzwyczaić, a i tak nie do końca czytało mi się powieść płynnie. Tak samo problem miałam z gwarą bydgoską – przez rozpoczęciem lektury nie zaglądałam na koniec powieści, więc nie wiedziałam, że jest tam słowniczek, przez co podczas czytania denerwowałam się, że nie rozumiem niektórych słów. Poza tym trochę mieszali mi się współpracownicy Fąfelka, a zakończenie, mimo że po części przybrało dosyć niespodziewany obrót, to mam wrażenie, że nie wyjaśniało wszystkiego. Wiem, że w p...