"Książki są jak towarzystwo, które sobie człowiek dobiera." A ja lubię bardzo różnorodne towarzystwo. I czas wakacyjny sprzyja nowym znajomościom:). Moja najnowsza znajomość to „Morze spokoju” Katji Millay. To wciągająca, pełna różnorodnych emocji opowieść o nastolatkach, którzy doświadczyli ogromu zła… Hm… Mimo, że cieszę się z tej znajomości, to euforia nie przysłoniła mi słabszych, moim zdaniem, elementów. Zaliczam do nich:
- nierówność prowadzenia opowieści: momentami wyraźnie słabsza, z wrażeniem lepienia zdań na siłę, jakby pisał je ktoś inny,
- kroczenie przez autorkę bezpieczną ścieżką modnych ostatnio historii, bez prób wyjścia poza schemat,
- chwilami mało wiarygodną psychologicznie postać głównej bohaterki,
- sztuczność w wysiłkach stworzenia luzackiego chamstwa u młodzieżowych bohaterów,
- powielanie swoich pomysłów na określenia sytuacji, emocji itp.,
- przewidywalność akcji,
- okładka sugerująca znacznie gorszą zawartość:),
- literówki. Niestety dość liczne.
Zaś do niewątpliwych plusów tej książki zaliczam:
- lekkie pióro autorki sprawiające, że trudno oderwać się od lektury,
- duże fragmenty opowiadane pięknym językiem,
- kilka fajnych spostrzeżeń, przemyśleń, porównań,
- poruszenie ważnych, niecodziennych tematów.
Choć minusy przewyższają ilościowo plusy, to te drugie są zdecydowanie większego kalibru i przeważają szalę w stronę dobrej książki. I choć treść tej książki do lekkich nie należy, to jej ...