mam wrażenie, że ostatno jest modnie mówic, że polacy to antysemici i najlepiej przypisac im wszystkie zbrodnie wojenne dokonane na żydach. najśmieszniejsze jest to, że my sami tak mówimy. rozumiem, że polacy nigdy nie świecili przykładem, nigdy nie byli tolerancyjni, a to "państwo bez stosów" to tylko mit, zapisany na papierku i tak naprawdę u nas tolerancji nigdy nie było. ale czy to jest od razy powód, aby robić taką autonagonkę? nie mam na myśli tylko dramatu "nasza klasa", do którego nie mam właściwie żadnych większych uwag, ale ogólnie mówię o tym, co się obecnie dzieje w polskiej kulturze. mamy chyba jakiś kompleks, polegający na tym, że gwałtownie chcemy wyprzeć się mitu narodu wybranego, który był tak długo przez nas pielęgnowany. okej, popieram to, że w końcu przestajemy uważać się za pokrzywdzone przez cały świat ofiary, ale czy do tego trzeba takich środków, które w większości polegają na pokazaniu, jacy to my, polacy, jesteśmy źli i okrutni?