Książka, która ryje mózg. Bynajmniej nie dzięki walorom artystycznym.
To takie coś, gdzie "językowy imbecylizm", "kołtun" oraz "poruta" stoją obok siebie w jednym zdaniu, jako pean ku chwale ignorancji i zawodowej kompromitacji.
Także dowód na to, że książkę napisać i wydać może każdy ociężały językowo cep, a równie ociężały redaktor językowy (Tak! Tę książkę sprawdzał a przynajmniej się pod tym podpisał redaktor językowy) klepnie każdą jej ułomność, niefachowość, każde niedomaganie.
Bo semantykę zna z pozycji hasła w krzyżówce. Grunt, by zgadzał się hajs na koncie.
Trzy zdania:
1. "z typową dla siebie ignorancją wyminął go bez słowa"
2. "...twoje dopieprzanie słabszym na nikim nie robi wrażenia. (...) ze stręczycielki stałaś się zerem" [o szkolnym prześladowcy/kimś gnębiącym słabszych]
3."Nafukana wysiadła (...) z auta" [w sensie: naburmuszona, nabzdyczona]
gdzie:
1. Ignorancja: Brak podstawowej wiedzy o czymś, nieznajomość czegoś
2. Stręczycielka: Rajfurka, sutenerka, kobieta ułatwiająca korzystanie z nierządu
3. Nafukany: (slang) nawalony, naćpany. Osoba odurzona alkoholem, narkotykami
Ja was najmocniej przepraszam, ale - szlag jasny! - Każdy, kto w jakikolwiek sposób tworzy książkę: Autor, redaktor, korektor, wydawnictwo - ludzie, zdawałoby się, z przygotowaniem kierunkowym - powinni orientować się w znaczeniu słów, których używają.
Dlatego nie dałam rady przebrnąć przez ten książkowy-ukośnik-edytorski bubel lvl. hard.
Z szacunku dla własnego mózgu. Z poszanowania dla własnego (ojczystego) języka.
I szczerze boleję, że w czasach gospodarczej zapaści, gdy drukarniom brakuje papieru - marnotrawi się cenny surowiec na coś, co w ogóle nie powinno mieć miejsca.
Za samo to, co powyżej, jedna gwiazdka to i tak zbyt wiele.