"- Wiesz - zaczął i spróbował się zaśmiać – zdaję sobie sprawę, że możesz mi nie uwierzyć, ale nigdy nie sądziłem, że któregoś dnia będę zmuszony wziąć sobie żonę w ten sposób. - Pokręcił głową, znowu się odwrócił. - Próbuje podarować ci Tulan, klejnot wśród imperiów, ziemię, która jest moim domem. Stoję tu przed tobą i błagam, żebyś za mnie wyszła... żebyś mnie zabiła i wzięła dla siebie mój naród, moją koronę, moje dziedzictwo... a ty nie chcesz się nawet zgodzić. - Zamknął oczy i zaklął. - Naprawdę myślałem, że już niżej nie upadnę, ale to... To jest nędza tak głęboka, jakiej jeszcze nigdy nie zaznałem."
************
Moja recenzja mogłaby praktycznie ograniczyć się do jednego słowa... CYRUS.
Przyznam, że wraz z ilością przeczytanych książek, coraz trudniej roztopić moje czytelnicze serce, jednakże w pojedynku z takim bohaterem byłam bez najmniejszych szans. Jego relacja z Alizeh, całkowicie różna od tej z Kamranem, zrobiła ze mnie ogłupiałą psychofankę.
Kamran tymczasem przeszedl ciekawą przemianę, już nie jest tym zagubionym "melancholijnym księciem", twarde spotkanie z rzeczywistością, mocno go zmieniło zarówno pod względem fizycznym jak i psychicznym. Uwielbiam jego potyczki z Hazanem, w idealnym świecie połączyłabym ich w parę. Alizeh, z kolei, będzie musiała wiele poświęcić, żeby ocalić swoje dziedzictwo, przekonana się też jak wielka odpowiedzialność na niej ciąży.
Fabularnie dzieje się o wiele więcej niż w pierwszym tomie. Każdy rozdział przynosi ze sobą coś nowego, a kończy się w najciekawszym momencie, przez co nie sposób oderwać sie od tej historii. Tak jak podejrzewałam, "Utkane królestwo" było zaledwie rozgrzewką przed tym co dzieje się tutaj.
Pochłaniająca i zachwycająca.