“Kelnerem nie zostaje się z miłości do podawania ludziom talerzy. Kelnerem zostaje się z braku laku. Nie masz co zrobić z życiem, idź do gastronomii”.
U mnie nie było inaczej. Szmat czasu temu wylądowałam na sali restauracyjnej z braku laku. Potrzebowałam pieniędzy na wakacyjny wyjazd, a perspektywa biegania z tacą między głodnymi klientami wydawała się znośna. Bardzo szybko przekonałam się, że zawód kelnera nie polega tylko na obsługiwaniu gości. Po trzech miesiącach odklejania gum spod stolików, mycia fug, przepraszania, uśmiechania i zmywania garów, odechciało mi się wakacji. Doszłam również do wniosku, że podjęta przeze mnie praca miała tylko jedną zaletę. Napiwki.
Maciej Topolski zabrał mnie do przeszłość. W swoim zbiorze próz poetyckich, które zawierają elementy eseju i reportażu w ciekawy sposób przedstawia zawód kelnera. Autor daje czytelnikowi szansę przyjrzenia się z bliska sytuacjom, mających miejsce podczas pracy w gastronomii, o których większa część społeczeństwa nie ma pojęcia. Ciągnąca się w nieskończoność wojna z kucharzami, często wściekli z głodu klienci i właściciel, który tylko czeka, żeby dołożyć na głowę kolejne obowiązki, to zaledwie początek. Pod przyklejonym do twarzy uśmiechem, często kryje się głód, zmęczenie, rozdrażnienie i poranny mocz, bo nie było i nadal nie ma czasu na toaletę. Jako ekskelnerka jestem pod wrażeniem, że temat został tak trafnie przedstawiony. Krótko, a treściwie. Wyjątkowo ciekawa okazała s...