Wolf się odnalazł! Po latach nieobecności przepadnięty bez wieści syn rodziny Arrendale'ów powraca do kraju, by przywrócić spokój w rodzinie, dobre imię sobie, a nade wszystko - zrobić porządek ze swołoczą, która swoje przewiny zapisuje na jego konto siejąc ferment i zgniliznę.
Z efektem, jak by tu rzec... Powiedzmy, że bliskim apopleksji. Zdumiewa łatwość, z jaką zaprawiony w fortelach i podstępach człek daje się zwieść i schwytać w pułapkę. Zdumiewa niedomyślność Grace, która znając sytuację Meesden lekceważy tak oczywistą wskazówkę jak święta książka na sukience. Zdumiewa ignorancja przedstawicieli prawa - nie tylko tych z Bow Street ale sędziów pokoju również. Zdumiewa wreszcie opracowanie redakcyjne, które przez ćwierć książki przepuszcza tfu-rczość z rodzaju: "Jakby go przywoływany jej myślami... ","Grace czuła się jak dzikie zwierzątko (...) - Muszę się doprowadzić do porządku - oświadczył (Grace)", " Weź się w ga nakazała sobie Grace", by gładko przejść w takie, na którym przyjemnie zawiesić oko. Aż spojrzałam na stronę redakcyjną, bo kontrast jest zgoła powalający. Śmiem twierdzić, że za sprawą oka i ręki Julii Karskiej, bo pani Ordęga dokłada starań, by kojarzyć się jak najgorzej. To z tego powodu "Odzyskać honor" niezasłużenie traci punkty. A gdy przebiłam się już przez redakcyjne bagno i zaczęłam mieć satysfakcję, że oto trafiła się ożywcza lektura bez opisów drażnienia międzynóża - dosłownie na ostatnich stronach książki Mallory zrzuciła na mnie coitus, który całkiem niezły romans pociągnął na dno. Że tak powiem: poszedł się chędożyć. Trochę szkoda.
I szczerze boli mnie, że książka wygląda jak wygląda. "Odzyskać honor" to dobry romans. Wciągający, sympatyczny, ciekawie rozbudowany. Niestety, to także urokliwa farfurka, której jakiś zbrodniarz zrobił wielką krzywdę.