Moim zdaniem, marketingowe określenie Bondy, jako królowej polskiego kryminału, przynosi autorce dużo szkody. Miłośnicy kryminałów wściekają się, gdyż nie dostają tego, czego oczekują. Bo książki Bondy, mimo iż z wątkiem kryminalnym, typowymi kryminałami nie są. Dużą rolę odgrywa w nich (i dużo miejsca zajmuje) tło. Z kolei czytelnicy, którzy chętnie przeczytaliby coś obyczajowego, niekoniecznie sięgną po książkę królowej kryminału.
Mnie skusiło Podlasie. I Hajnówka, w której przez wiele lat spędzałam część wakacji. I nie zawiodłam się. Podlaska historia, kultura, obyczajowość i dzisiejsze nacjonalizmy, o których opowiada „Okularnik”, stanowią, wg mnie, największą wartość tej książki. Dzięki plusom za otoczkę socjologiczno -obyczajową, które przyznałam „Okularnikowi”, mniej, niż mogłabym się spodziewać, irytował mnie wątek kryminalny, który był raczej taki sobie: wydumany, rozmyty, w wielu przypadkach przewidywalny. I rola profilerki w rozwiązaniu zagadki raczej minimalna. Owszem, to Sasza pierwsza wiedziała, ale wiedziała, nie dzięki profilowaniu, a dzięki przypadkom.
Ponadto, autorki nie ominął grzech niechlujstwa, np.:
1. Na jednej stronie kilkakrotnie pomyliła spożywaną przez bohaterów potrawę.
2. Najpierw bohaterce ukradziono saszetkę z dokumentami, kartami bankowymi i pieniędzmi, później bohaterka była w restauracji na obiedzie, za który zapłaciła (czym?) i nie chciała reszty, a jeszcze później, podczas kontroli policyjnej okazało się, że ukradziono jej tę saszetkę jeszcze przed obiadem w restauracji.
3. Kilkakrotne pomylenie lat poszczególnych wydarzeń opisywanych w książce (np. wydarzenia z udziałem mercedesa).
4. Wielokrotne błędy językowe rodem z humoru z zeszytów szkolnych.
Ale ponieważ podczas lektury "Okularnika" wydarzenia tworzące wątek kryminalny były dla mnie mniej istotne, to i nieścisłości dotyczące tych wydarzeń, nie spowodowały zmniejszenia przyjemności z lektury. A dzięki Podlasiu z wątkiem historycznym i kulturą białoruską była to duża przyjemność.