Fragment: PIERWSZE MIŁOSTKI CESARZA. Cesarz Franciszek Józef I z powierzchowności przypominał — feldfebla austrjackiego. Jego psychika i jego umysłowość również nie sięgały dalej. W łatach młodzieńczych — oczywista — ponosił go temperament i ponosiła go także i duma. Mieć 18 lat i być cesarzem — jak na ówczesne czasy — dużego mocarstwa — to istotnie podnieta do spoglądania z góry nie tylko na zwykłych śmiertelników, ale nawet i na wielu panujących, których w 1848 roku Europa liczyła przynajmniej pół setki, albo i więcej. W pierwszych latach panowania po zduszeniu rewolucji węgierskiej z pomocą bagnetów rosyjskich i po złamaniu rokoszu we Włoszech Północnych, po wygraniu wojny z królestwem Sardynji, młodziutki cesarz niejednokrotnie folgował swojej dumie. Wprawdzie ogólny kierunek polityczny spoczywał w rękach energicznej mamy, arcyksiężnej Zofii, sprawami wojskowymi zarządzał ulubieniec cesarski generał hrabia Grunne, a mimo to młody cesarz na zewnątrz występował zawsze tak, jakgdyby to on, nikt inny, był panem życia i śmierci swoich poddanych. Tę pewność wystąpień na zewnątrz młodego cesarza odczuwali niejednokrotnie nawet komenderujący generałowie. Zdarzało się, że na paradach wojskowych młodziutki cesarz nagle wydawał dyspozycje odmienne od tych, które poprzednio wydał generał komenderujący. Na wszelkie przedstawienia generała, że nie uchodzi psuć ustalonego porządku rzeczy, Franciszek Józef odpowiadał szorstko pytaniem: — Czy to ja jestem cesarzem, czy pan, panie generale?