Na "Paragraf 22" natknęłam się przypadkiem ucząc się na 4 roku studiów do... egzaminu z pediatrii. Zakuwałam właśnie objawy zespołu Di George'a i szukając jakiegoś ułatwienia natrafiłam na akronim CATCH-22 (dla ciekawskich: C = cardiac defects A = abnormal facies, T = thymic hypoplasia, C = cleft palate, H = hypocalcemia from parathyroid aplasia, 22 = mikrodelecje 22 chromosomu).
Z dopiskiem, że w sumie nie powinno się używać tego akronimu, bo ma pejoratywny wydźwięk, gdyż tytuł "Paragraf 22" jest określeniem sytuacji bez wyjścia. Cóż mogło mnie bardziej zainteresować tematem niż fakt, że nie powinno się tej nazwy używać? Zamiast uczyć się do strasznego egzaminu, pobiegłam więc w podskokach do biblioteki po książkę Josepha Hellera, żeby przekonać się czym jest ten Paragraf 22.
Pierwsza połowa książki bawiła mnie ogromnie. Zadziałał element zaskoczenia, tego to ja się po tej książce nie spodziewałam! Specyficzne poczucie humoru autora, doprawione szczyptą sarkazmu i dużą dozą ironii, bardzo przypadło mi do gustu. Absurd gonił absurd, wyszedł taki bezsens wojny w pigułce. Ryczałam momentami ze śmiechu, utrudniając życie współlokatorce, również zakuwającej do egzaminów.
"Paragraf 22" jest bowiem przepełniony osobliwymi, charakterystycznymi postaciami. Zaczynając od głównego bohatera Yossariana, którego kluczowym zajęciem jest wymigiwanie się od uczestniczenia w kolejnych lotach bojowych, po biednego doktora, którego uśmiercono papierologicznie mimo jego fizycznej i namacalnej obecności w jednostce. To jednak dopiero początek! Poznacie przedsiębiorczego Milo Minderbindera i uwielbiającego parady Scheisskopfa, oraz kilku innych, oczywiście niezmiernie ciekawych osobników.
Po połowie jednak trochę otrzaskałam się ze stylem autora, emocje opadły i zaczęłam zauważać powtarzalność schematu. Zrobiło się mniej zabawnie, bardziej nudnawo. Dokończyłam jednak książkę bez większych problemów i mimo wszystko polecam ją każdemu, bo warta jest poświęcenia jej kilku chwil.