I znów reportaż, przy mocy którego wydaje się, że każde napisane o nim słowo jest przejaskrawioną zbędnością. Zbyt wiele haseł zapala się w głowie; jakbym szedł przez ulicę miasta nocą i widział rozbłyskujące przed oczyma neony: „Robię w nieszczęściu!”, „Wyrwać nocy kapkę snu!”, „Tu robimy w zbyt częstej bezradności!” i wyczekiwany „Kebab!”.
Migoczące reklamy-banery, brzęczące elektrycznym znużeniem: „Najważniejsze to mieć kumpla!” i „Jak nowo narodzony!”. Jest coś dla lubiących pościelowe ciepełko: „Nie spać całą noc!”.
Są też hasła wypisane na klatkach schodowych: „Popsuta winda – twój wróg!”, „Entropię ciała zwalczysz uporządkowaniem domu”. I to podkreślone wielokrotnie fluorescencyjnym mazakiem: „Być wydolnym krążeniowo i oddechowo to całkiem dużo”.
Są też dostępne hasła pracownicze: gdy zaczynasz pracę w pogo, chcesz być mądry, ale gdy ją skończysz, nie będziesz. Chcesz oswoić śmierć, świetnie (między nami: nie uda się). Chcesz porządkować – jeszcze lepiej, może nawet czasem pójdziesz na kompromis, bylebyś jak najczęściej wygrywał w grze prowadzonej z losem. I darmowa porada od kadrowej: pamiętaj, aby tak odejść z pogo, by nie wyjść na dezertera.
Obudowana legendami praca ratownika medycznego, opisana ostro, z tekstem przesuwającym się przed oczyma jak pędząca karetka. Odkładam „Pogo” i przez chwilę słyszę odgłosy syreny, szyby w oknach migocą na niebiesko, do pokoju wlewa się chłód. Szybko nie zapomnę.
„Nie przepadam za wzniosłymi cytatami”.