Ed Kennedy - zwyczajny australijski taksówkarz pewnego dnia wraz z grupą swoich przyjaciół jest świadkiem napadu na bank, podczas którego wykazuje się brawurowym aktem odwagi. Zaraz po tym wydarzeniu w jego skrzynce na listy zaczynają lądować asy wraz z namiarami na osoby, które potrzebują pewnego rodzaju pomocy lub wsparcia. Tym sposobem Ed zostaje posłańcem i inicjatorem dobrych uczynków.
Po przeczytaniu paru pierwszych rozdziałów książki miałam wrażenie, że „Posłaniec” będzie książką poniekąd komediową, szybko jednak okazało się, że to nieprawda. Momentami powieść rzeczywiście potrafiła rozbawić, jednak tylko momentami, wraz z rozwojem akcji poziom humoru spadał coraz to na niższy poziom. Momentami wręcz odnosiłam wrażenie, że książka jest nieco infantylna, a sam autor gubi się w tym, co chce przekazać. Sam pomysł na fabułę książkę też nie był nadzwyczaj oryginalny. Mi trochę przypominał film „Siedem dusz”. Ogólnie często czy to w filmach czy książkach pojawiają się wątki bohatera z ulicy, który swoimi czynami odmienia życie lokalnej społeczności. Taki supermen o mniejszym rozgłosie, bez peleryny i umiejętności latania, czyli cały Ed Kennedy.
Myślę, że jak każda lektura tego typu, „Posłaniec” ma za zadanie nakłonić czytelnika do refleksji i pomóc mu zauważać magię w małych, codziennych rzeczach. Trudno mi jednak było wyciągnąć z tej powieści jakąś lekcję, gdyż większość czasu drapałam się w głowę i za...