,,Nie chciałem patrzeć na Ellen leżącą koło mnie i pragnąć, aby to była Layla, jaki mi się to wiele razy zdarzało. Ellen zasługuje na coś lepszego. Zasługuje na kogoś lepszego ode mnie. Nie związałem się z nią dlatego, że ją naprawdę kochałem. Gdyby nie była siostrą Layli, nigdy bym z nią nie był. Ruby miała rację, kiedy powiedziała, że miałem nadzieję znaleźć w Ellen Laylę.''
Główny bohater powieści ma trzy problemy: 1) dwanaście lat temu zaginęła jego dziewczyna, 2) cierpi na niekontrolowane napady agresji (i przez ponad czterdzieści lat swojego życia nie wpadł na to, żeby przejść się na terapię, bo w sumie po co?), 3) oświadczył się siostrze swojej zaginionej dziewczyny.
Tą siostrą, jak już się domyślacie, jest wspomniana Ellen.
,,(...) bezgłośnie wypowiadam zdanie: ,,Ellen, przykro mi, ale nie mogę się z tobą ożenić'', sprawdzam rozmiar tych słów, ważę ich ciężar w ustach. I wtedy wyobrażam sobie jej reakcję: najpierw szok, potem zdumienie, po których powoli dociera do niej, że właściwie nigdy jej nie kochałem. A wreszcie nadchodzi spokojna akceptacja tego, że już nie należę do niej, teraz, kiedy Layla wróciła.
Tylko że to wcale by tak nie wyglądało. Byłyby łzy, których nie znoszę, wzajemne oskarżenia, których nie trawię. Tak więc słowa pozostają uwięzione we mnie, aż wreszcie czuję się, jakbym miał zaraz pęknąć z powodu napięcia, które powoduje ich niewypowiedzenie.''
Powiedzmy sobie szczerze - postać Finna od początku do końca powieści jest tak samo niestrawna i wzbudza silną niechęć. Finn zapewne w założeniu miał być cierpiącym kochającym chłopcem/facetem z przeszłością-i-problemami, człowiekiem rozdzieranym przez straszliwy konflikt miłości-i-powinności ale zamiast tego autorka wykreowała... niestabilnego psychicznie, zafiksowanego na swojej byłej skrajnego egoistę, który nigdy nie liczył się z uczuciami innych osób.
,,To właśnie imię Layli wzbudza we mnie pożądanie, więc przyciągam Ellen mocno do siebie, biorę ją na ręce i układam na łóżku. To imię Layli sprawia, że kocham się z Ellen tak jak nigdy dotąd, nawet za pierwszym razem, kiedy wyobrażałem sobie, że jest Laylą. Właśnie to imię wypowiadam szeptem, wykrzykuję je, to ono dudni mi w głowie, kiedy już jest po wszystkim.''
Takie, mniej lub bardziej niemożliwe do strawienia bez zgagi, fragmenty wypełniają książkę po brzegi, sprawiając, że czytelnik odczuwa rosnącą irytację w miejsce napięcia, które powinno się w trakcie takiej lektury pojawić.
Bo całość pomysłu pani Paris opiera się na tym właśnie, że Layla zniknęła i teraz nagle - o cuda! o niemożliwości! - pojawia się, żeby zburzyć szczęśliwe i sielankowe życie głównego bohatera. (A z resztą może to nie ona? Może to ktoś inny? Może to kumpel Finna? Albo inna jego była? Ach te wątpliwości, wątpliwości...)
Rozwiązanie tej zagadki jest nie tyle nieoczekiwane, co w zasadzie... cokolwiek niewiarygodne. Dość w tym momencie powiedzieć, że Layla, podobnie jak Finn, nie była normalną i zdrową psychicznie młodą kobietą - Layla, mili moi, kwalifikowała się do natychmiastowego przyjęcia na oddział zamknięty w najbliższym szpitalu psychiatrycznym.
Podsumowując? Dałam cztery gwiazdki, bo pani Paris udało się coś niebywałego - wykreowała bohaterów, których nijak nie dało się polubić (za wyjątkiem psa) i jednocześnie stworzyła książkę, którą czyta się szybko i bez wysiłku, takie typowe odmóżdżające czytadełko do tramwaju.