Wierzysz w to, że niektóre osoby mogą być obdarzone mocami, które pomagają im lepiej zrozumieć zwierzęta, ludzi, otaczający nas świat? Że niektóre przedmioty, czy minerały wykazują określone działania? Czy jednak twardo stąpasz po ziemi i uważasz, że żadne moce nie istnieją?
„Siostry z lasu” Adrianny Trzepiota to książka, która skusiła mnie swoją okładką i słowiańską tematyką. Sięgając po nią liczyłam na coś naprawdę „wooow”, ale niestety troszeckę się zawiodłam.
Fabuła zaczyna się dość ciekawie, ponieważ odrazu wyruszamy w polowanie na czarownice. Jednak za chwilę akcja mocno zwalnia, aby za chwilę znów ruszyć z kopyta. Jednak wtedy wszystko jak dla mnie staje się mocno przekombinowane. Coraz trudniej było mi się wczuć w fabułę, a czytanie stawało się coraz bardziej męczące. Zabrakło mi tutaj magii, słowiańskiej kultury, baśniowego klimatu i przede wszystkim optymizmu. Nie wiem dlaczego, ale Autorka mocno skupiła się na tym, aby zrobić z tej książki dramat pozbawiony promyka nadziei i radości. Czuć tutaj wyłącznie smutek, a szkoda, bo można było tchnąć w całość odrobiny szczęścia.
W przypadku postaci nie potrafiłam zrzuć się z ani jedną z sióstr. Tak naprawdę bohaterowie tutaj przychodzą-odchodzą, nie ma możliwości, aby lepiej ich poznać. Wszyscy byli dla mnie nijacy, pozbawieni realizmu. Tove pomimo, że nie miała lekko w życiu to kompletnie nie byłam w stanie jej współczuć, czy wczuć się w je...