Chyba się nie polubimy - seria, która cieszy się ogromnym zainteresowaniem w Japonii oraz zbiera pochlebne opinie okazuje się przyjemnym czytadłem, ale raczej jako przekąska do obiadu niż sączenia, jak wytrawne białe wino. Zdaje sobie sprawę, że nie przepadam za popularnymi opowieściami, lecz ,,Spy X Family'' zapowiadał się, z opisu, jak rasowa komedia szpiegowska. I choć humoru nie brakuje - postacie są lapidarnie nadbudowane, bardzo płytkie oraz umowne. Szpieg, który działa w terenie, to zawodowy zabójca, rzadziej infiltrator, a urocza kobieta, która gra spokojną pannicę, która nie może znaleźć sobie męża ma zabójcze alter ego - to duży problem, kiedy ,,walisz'' czytelnika potężnymi kontrastami. Psuje to jakąkolwiek wiarygodność.
Ktoś powie, taka była koncepcja, ale jest trzecia postać - dziewczynka z sierocińca o mocach telepatycznych, więc od początku nie możemy traktować tego z uznaniem, tylko jak czarną komedię z elementami akcji. Jest zabawnie, jest wartko i energetycznie, natomiast oczekiwałem prawdziwego szpiegostwa, żadnych nadnaturalnych zdolności czy kompletnie oderwanych od rzeczywistości postaci, które, co tu kryć - są grubo przerysowane. Za dużo tu popisowej ekwilibrystyki gatunkowej, marnej jakości dekonstruktywizmu, zabawy w ,,dom'' i przesadnej maskulinizacji: nie wiem, jak uwierzyć w niewinną dziewczynę, która potrafi rozbroić armię w pień i dać ,,kosę'' w żebra. Chciałbym to lubić, i w ogóle ogłaszać święto lasu, ale nie mogę, bo nie byłbym s...