Prolog Polska 1863 r. — A więc wróciłeś, Stanisławie — rzekł Józef Skulski. — Ça se voit — odpowiedział krewniak. — Ty, Józiu, zawsze byłeś człowiekiem interesu. Ty zawsze potrafisz dać sobie radę. Ty zawsze potrafisz znaleźć wyjście. Chociaż zdaje mi się, że tym razem i ty nie będziesz miał nic do powiedzenia. Wszystko wzięło w łeb. I Stanisław Dolski osunął się ciężko na fotel. Bo, rzeczywiście, co mogło być do powiedzenia? Widz wrażliwy na efekty malarsko-dramatyczne dostrzegłby coś symbolicznego w tym starym złamanym człowieku wracającym do domu ojców z pola przegranej walki. Naród porwał się do broni o swe odwieczne prawa i legł zwyciężony, a jego waleczni synowie stali się wygnańcami lub bezdomnymi tułaczami. Ale Józef Skulski był człowiekiem praktycznym. Ojciec jego ożenił się z Żydówką i czterdziestopięcioletni obecnie syn odziedziczył po matce rasowy materialistyczny pogląd na życie wybranego narodu. Toteż w jego oczach Stanisław nie był bohaterskim obrońcą beznadziejnej sprawy, lecz bliskim grobu starym głupcem, a powstanie – jałową komedią odegraną w obliczu obojętnej Europy.