Dylemat katolika
Czy człowiek pochodzi od małpy?
- Pytasz wprost o centralne zagadnienie całego sporu o ewolucję. Pochodzenie gatunków nie budziłoby takich kontrowersji, gdyby nie wniosek, że jeżeli gatunki mają wspólne pochodzenie, to człowiek pochodzi od małpy. Oczywiście wielu współczesnych ewolucjonistów chętniej mówi o wspólnym przodku człowieka i małpy, tak jakby to miało uczynić samą ideę mniej radykalną i niejako zwiększyć jej społeczną akceptowalność. Ale zauważ, że zmiana formuły z „człowiek pochodzi od małpy” na „człowiek i małpa mają wspólnego przodka”, to tylko gra słów, gdyż owym wspólnym przodkiem w najlepszym razie byłaby małpa. Między człowiekiem a małpą istnieje biologiczna przepaść na poziomie rodzaju. Ewolucjoniści próbują jednak ukryć ten fakt poprzez tworzenie tak zwanych ogniw pośrednich. Trywializując nieco sprawę, ogniwa pośrednie powstają mniej więcej tak: Jakiś paleontolog znajduje kawałek kości lub ząb, lub kilka porozrzucanych fragmentów, które nie pasują do niczego, co widział wcześniej. Kierując się założeniem, że człowiek i małpa mają wspólnego przodka, stwierdza, że mamy tu do czynienia z kolejnym „hominidem”, czyli takim stworkiem pół człowiekiem, pół małpą. W ten sposób wytworzono już dość pokaźną grupę hominidów, a przeciętny nie-naukowiec ma wrażenie, że w ogóle dysponujemy całą masą dowodów na istnienie owych tajemniczych gatunków. Jednak materiału empirycznego na poparcie tej tezy jest bardzo niewiele. W istocie cała ta koncepcja opiera się na założeniu, że takie stwory musiały istnieć. Gdyby bowiem nie istniały, skok od małpy do człowieka byłby poza zasięgiem naturalnej ewolucji. Zauważ jednak, co tu się dzieje. Ubogi i bardzo niejednoznaczny materiał empiryczny zostaje wtłoczony w ramy teorii i staje się dowodem na jej poparcie. Skamieniałości zostały zinterpretowane jako ogniwa pośrednie, ponieważ tego wymagała teoria. Skąd zaś wiemy, że teoria powinna być utrzymana? Ponieważ popierają ją skamieniałości. Jest to typowe rozumowanie na zasadzie błędnego koła, w którym wnioski są tożsame z założeniami. Przeciwko takiej „logice” nie ma argumentów.
Dlaczego więc jesteśmy podobni do małp?
- A jesteśmy? Kiedy patrzę na małpę, to najpierw rzucają mi się w oczy kolosalne różnice. Nie przez przypadek nazywanie człowieka małpą uchodzi za obraźliwe. A mówiąc serio: W przyrodzie wszystko jest podobne do wszystkiego. Innymi słowy, jakikolwiek element świata widzialnego weźmiesz pod uwagę, zawsze znajdziesz podobieństwa z innymi elementami tego świata.
- Pytasz wprost o centralne zagadnienie całego sporu o ewolucję. Pochodzenie gatunków nie budziłoby takich kontrowersji, gdyby nie wniosek, że jeżeli gatunki mają wspólne pochodzenie, to człowiek pochodzi od małpy. Oczywiście wielu współczesnych ewolucjonistów chętniej mówi o wspólnym przodku człowieka i małpy, tak jakby to miało uczynić samą ideę mniej radykalną i niejako zwiększyć jej społeczną akceptowalność. Ale zauważ, że zmiana formuły z „człowiek pochodzi od małpy” na „człowiek i małpa mają wspólnego przodka”, to tylko gra słów, gdyż owym wspólnym przodkiem w najlepszym razie byłaby małpa. Między człowiekiem a małpą istnieje biologiczna przepaść na poziomie rodzaju. Ewolucjoniści próbują jednak ukryć ten fakt poprzez tworzenie tak zwanych ogniw pośrednich. Trywializując nieco sprawę, ogniwa pośrednie powstają mniej więcej tak: Jakiś paleontolog znajduje kawałek kości lub ząb, lub kilka porozrzucanych fragmentów, które nie pasują do niczego, co widział wcześniej. Kierując się założeniem, że człowiek i małpa mają wspólnego przodka, stwierdza, że mamy tu do czynienia z kolejnym „hominidem”, czyli takim stworkiem pół człowiekiem, pół małpą. W ten sposób wytworzono już dość pokaźną grupę hominidów, a przeciętny nie-naukowiec ma wrażenie, że w ogóle dysponujemy całą masą dowodów na istnienie owych tajemniczych gatunków. Jednak materiału empirycznego na poparcie tej tezy jest bardzo niewiele. W istocie cała ta koncepcja opiera się na założeniu, że takie stwory musiały istnieć. Gdyby bowiem nie istniały, skok od małpy do człowieka byłby poza zasięgiem naturalnej ewolucji. Zauważ jednak, co tu się dzieje. Ubogi i bardzo niejednoznaczny materiał empiryczny zostaje wtłoczony w ramy teorii i staje się dowodem na jej poparcie. Skamieniałości zostały zinterpretowane jako ogniwa pośrednie, ponieważ tego wymagała teoria. Skąd zaś wiemy, że teoria powinna być utrzymana? Ponieważ popierają ją skamieniałości. Jest to typowe rozumowanie na zasadzie błędnego koła, w którym wnioski są tożsame z założeniami. Przeciwko takiej „logice” nie ma argumentów.
Dlaczego więc jesteśmy podobni do małp?
- A jesteśmy? Kiedy patrzę na małpę, to najpierw rzucają mi się w oczy kolosalne różnice. Nie przez przypadek nazywanie człowieka małpą uchodzi za obraźliwe. A mówiąc serio: W przyrodzie wszystko jest podobne do wszystkiego. Innymi słowy, jakikolwiek element świata widzialnego weźmiesz pod uwagę, zawsze znajdziesz podobieństwa z innymi elementami tego świata.