Opinia na temat książki SurvivaLove starcia

„Biorę głęboki wdech, po nim robię wydech. Chłonę zapach ziemi, świeżego powietrza, morskiej bryzy. I po raz pierwszy od przybycia tutaj napełnia mnie spokój oraz pewność siebie.”

Grecja, wiking I bezludna wyspa.

Co byście zrobili, gdyby przez zbieg okoliczności i notoryczny pech, przez trzy tygodnie zostalibyście uwięzieni na bezludnej wyspie i to z upierdliwym wikingiem? Ciężkie pytanie, ale na pewno staralibyście się przeżyć i nie pozabijać. A co gdy początkowa niechęć zaczęłaby się przeradzać w pożądanie i uczucie? Na te pytania może odpowiedzieć wam Kora i Agnar. Bo właśnie to ich spotkało w Grecji. Jej wyjazd służby zamienił się w katastrofę tak jak jego chęć pomocy bratu. A mieli tylko wspólnie kupić dla niego wyspę, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Tylko zanim do tego dojdzie, to czekają ich ciężkie chwile i przeprawy.



Tak jak w poprzednich książkach, tak i w tej nie zabraknie humoru, ale trzeba mieć do niego też dystans, bo nie każdemu może się wszystko tutaj spodobać. Ja tak miałam, co nie zmieniło faktu, że uśmiech nie schodził mi z ust. Agnar kupił mnie od samego początku swoją osobą, za to Kora irytowała mnie szaleńczo i do samego końca niestety nie zapałałam do niej sympatią. Jej zachowanie i niektóre przemyślenia nie do końca mi spasowały. Niekiedy zachowywała się dziecinie, a niektóre sytuacje aż ciężko sobie wyobraźić w rzeczywistości. Na szczęście ta dwójka dostarczyła mi nie lada zabawy, zwłaszcza ich przepychanki słowne. Oboje musieli nauczyć się ze sobą współpracować, by jakoś przetrwać. Mogli na nowo poznać samych siebie i zaznać spokoju od cywilizacji. Ich relacja rozwijała się powoli, no, chyba że się kłócili, to wtedy było burzliwie. Pikanterii dodawał wątek hate-love. I jak zawsze nie mogło zabraknąć mądrości, a mianowicie odniesień do lęków oraz chorób, z którymi zmagali się bohaterowie. Jeśli jesteście ciekawi, jak skończyła się ta historia, to zapraszam do lektury.