Przeczytałam kilka komentarzy, opinii i recenzji i ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu „Szeptucha” nie jest najlepiej ocenianą książką. Zupełnie nie rozumiem dlaczego. Dla mnie to była bardzo życiowa, realna a zarazem bardzo relaksująca lektura. Ale ja jestem pewnie jakaś inna 😊
Akcja „Szeptuchy” toczy się bardzo niespiesznie, tak jak toczy się życie mieszkańców w podlaskich Waniuszkach. Autorka nie skupia swojej uwagi na tytułowej Szeptusze, a przynajmniej nie tylko na niej. Bohaterem jest cała wieś, jej mieszkańcy, ich życie, ich zwyczaje i codzienność. Przyznaję, to może niektórych znudzić, mnie zauroczyło i nie nudziło ani przez chwilkę.
Mimo, że Waniuszki wydają się być ostoją dawnych tradycji, obrządków, wierzeń, to współczesny świat wkradnie się i tam, choć stali mieszkańcy zdają się tego zupełnie nie zauważać. Dalej żyją swoim rytmem, a właściwie rytmem pór roku i pór dnia, współczesność pozostawiając turystom, którzy przyjeżdżają, aby poznać czym jest tradycyjna podlaska wieś.
Tytułowa Szeptucha, Olena, nie chciała nią być, chciała rozpocząć studia medyczne. Los jednak bywa przewrotny, umiera jej babka, jak się domyślacie Szeptucha, a wszyscy mieszkańcy, jak gdyby nigdy nic, następnego dnia ustawiają się w kolejce do Oleny. Ta, nie mając wielkiego wyboru, mając za to wiedzę przekazywaną z pokolenia na pokolenie, zaczyna leczyć. I żyje sobie tak pomału, w zgodzie z naturą i mieszkańcami Waniuszek, aż do momentu, kiedy pojawi się we wsi znany reżyser filmo...