Z tematyką kanibalizmu po raz pierwszy zetknęłam się w Wybornym trupie, wielokrotnie krzywiąc się z obrzydzenia. Ten głód jest pod względem opisów o wiele gorszy.
Opis pierwszej sceny zbrodni wzbudził we mnie entuzjazm i zachwyt. Szok wywołany opisem pierwszego mordu, później drugiego uleciał przy kolejnych podczas których poczułam nadmiar szczegółów ćwiartowania, wykrawania, oddzielania i spożywania ludzkiego mięsa. Zgodzicie się pewnie ze mną, że sam pomysł na fabułę to jakby strzał w 10 - krytyczka kulinarna zabija swoich kochanków, po czym spożywa ich ciało. Konsumuje przy tym różne narządy od języka, wątroby po pośladki.
Poza samymi szczegółami zbrodni otrzymujemy również mnóstwo faktów kulturowych dotyczących spożywanych potraw i kanibalizmu, co stanowi niebywały walor powieści.
Skupmy się na postaci głównej bohaterki - czy dowiadujemy się jaka była przyczyna zbrodni, co kierowało bohaterką? Trudno było mi dostrzec w czym przejawiał się owy feminizm i ten kobiecy gniew krzyczący z okładkowego bulbra. Zabrakło mi uzasadnienia tych czynów, skoro Dorothy zabiją dla samej przyjemności jedzenia, to gdzie w takim razie autorka oddała tą finezję związaną z konsumpcją?
Jej zachowanie określiłabym mianem nonszalancji, arogancji. Widać wyraźnie, że siła ciężkości spada na pokazanie samego aspektu kanibalizmu, zabijania i wszystkich czynności towarzyszących nie pozostawiając już miejsca na psychikę bohaterów oraz samą fabułę. Gdzieś w połowie książki byłam mocno zmęczona nadmiarem szczegółów. Wywołanie samego szoku drastycznymi opisami to dla mnie za mało, bym mogła się zachwycić.
Zabrakło mi końcowej puenty, głębi, wytłumaczenia czemu na służyć tą historia, dopięcia jej na poziomie fabularnym. Postać Dorothy jest nieco niedopracowana, mało wiarygodna, trudno się z nią w jakimś sposób utożsamiać, czy poczuć te emocje.
Z pewnością historia seryjnej morderczyni, która zjada swoich kochanków zszokuje niejednego czytelnika, ale czy literacko zachwyci?