Tak jakoś się już stereotypowo utarło, że z teściowymi kobietom trudniej się dogadać, niż z teściami. W sumie to teść zawsze sypnie żartem, puści wesoło oczko, skomplementuje wybór syna, a teściowa martwiąc się ze szczerego serca o swój największy skarb, spogląda na synową nieco bardziej krytycznie i badawczo. Oczywiście zdarzają się wyjątki. Ale nie w tej książce.
Lucy nie miała matki, dlatego nie mogła doczekać się, kiedy przyszła teściowa otworzy przed nią ramiona i nazwie ją swoją córką. Cóż, pech chciał, że trafiła jej się taka teściowa, która nie lubiła się przytulać i okazywać żadnych emocji. Diana była bardzo zadbaną, elegancką, bogatą kobietą, która realizowała się pomagając ciężarnym uchodźczyniom. W młodości poświęciła wszystko co miała, aby móc żyć w zgodzie sama ze sobą i później przez całe życie przyświecała jej dewiza, że wszystko co ma, osiągnęła za wysoką cenę. Dlatego swoje dzieci wychowywała dość nietypowo; nie pożyczała im nigdy pieniędzy, nawet jeżeli chodziło o zadatek na dom czy – dosłownie – o walkę o życie. Gdyby cała fabuła opisywana była z perspektywy Lucy, to można by dojść do wniosku, że Diana była po prostu oziębła i niezdolna do żadnych wyższych uczuć. Na szczęście i ona miała możliwość wypowiedzenia się w książce i … cóż, nie tylko pozory mylą, ale także i to, jak postrzegają nas inni.
Jednak w tej opowieści to nie relacje pomiędzy Lucy a Dianą były najważniejsze, a fakt, że Dianę ktoś…. Zamordował. Albo odebrała sobie życie. Jak było naprawdę, miało wykazać śledztwo, które przy okazji wyciągało na światło dzienne nieco rodzinnych sekretów, o których nikt wolałby nie wspominać. W pewnym momencie podejrzani byli wszyscy, bo nagle okazało się, że każdy chciał od kobiety pieniędzy, które ona skrzętnie magazynowała w banku. A że nie potrafiła szczerze rozmawiać, to nie potrafiła wyjaśnić swojej rodzinie dlatego podjęła taką a nie inną decyzję, dlaczego nie chce pomagać nikomu finansowo, skoro może. Ja jako czytelnik i poboczny widz, rozumiałam jej motywy, ale tylko dlatego, że przez wspomnienia fabularne poznałam doskonale jej przeszłość.
Jej dzieci, synowa, zięć czy przyjaciółki tego wszystkiego nie wiedziały i dlatego odbierały Dianę w sposób nieco specyficzny.
I właśnie taką myśl wyciągnęłam z tej książki: każdy, kogo znamy, postrzega nas w całkiem odmienny sposób. Inaczej widzi cię twoja mama, inaczej partner, inaczej syn, inaczej przełożony w pracy, a inaczej kobieta mieszkająca po sąsiedzku, z którą mijasz się podczas spaceru z psem. Gdyby każda z tych osób miała cię scharakteryzować w pięciu cechach, to prawdopodobnie w większości byłyby one całkowicie odmienne. Nikt tak naprawdę do końca nas nie zna – i nie wiem czy to jest przerażające czy pocieszające.
„Teściowa” to książka, którą czyta się bardzo przyjemnie – pochłonęłam ją w dwa wieczory i sama nie wiem kiedy mijały kolejne strony. Jest napisana lekko, ale interesująco. Fabuła, co już wspomniałam, toczy się z perspektywy Lucy i Diany, zarówno w teraźniejszości, jak i w przeszłości, ale spokojnie, nie ma się jak tam zgubić. Polecam, naprawdę warto. To lekki thriller z mocno zarysowanym wątkiem obyczajowym. W sam raz na lato.