„Ukochany pacjent”? Niestety nie mój.
Mamy w ostatnich miesiącach naprawdę sporo debiutów literackich, mniej lub bardziej udanych. Kolejny debiut to ksiażka J.C. Green, która tak jak niestety wiele poprzednich kręci się w tematach około mafijnych, i nie ukrywam, że mnie ten temat się już lekko przejadł. Ileż można wymyślać historii o złym gangsterze i zagubionej sierotce wpadającej w jego sidła, apeluję do autorek o poszukanie jakichś innych motywów, bo to już się objadło.
Co do samej książki to może gdyby rozwinąć trochę fabułę, to wyszłaby całkiem niezła historia. Tymczasem cała akcja książki dzieje się tak szybko, że miałam wrażenie momentami jakbym czytała streszczenie, krótkie zdania pojedyncze, operowanie bardzo ograniczonym słownictwem (polecam jednak korzystanie ze słownika synonimów), i do tego cała masa scen erotycznych, które jak to już mam w zwyczaju omijałam.
To chyba pierwsza ksiażka, w której żaden bohater nie przypadł mi do gustu, nikomu nie kibicowałam, byli mi zwyczajnie obojętni. Główna bohaterka Luiza to niezrównoważona emocjonalnie lekarka, która chyba przespała moment wejścia w dorosłość. Jedna głupia decyzja goni kolejną jeszcze głupszą, a łatwości z jaką zakochuje się w kolejnych mężczyznach można jej jedynie „pozazdrościć”.
Czy książka niesie jakieś przesłanie? Nie wiem, w każdym razie ja go nie znalazłam.
Mimo, że moja opinia jest krytyczna, wiem ...