Topornie napisana. Bez specjalnej akcji, w oparciu o snucie rozmów, które to wypadają dość sztucznie biorąc pod uwagę ich literacki styl nie uwzględniający mowy potocznej, a przecież rzecz dzieje się na wsi. Nie żebym uważała ludzi żyjących na wsiach za tych, którzy nie potrafią się wysławiać, ale biorąc pod uwagę czasy przedstawiane w książce to przypuszczam, że mało ludzi wykształconych używało takiej formy wypowiedzi jaką preferuje autor. I teraz jak mają przekonująco wypaść postaci posługujący się takim pompatycznym językiem ?
Hiszpania, schyłek średniowiecza i koniec harmonii panującej wśród różnych wyznań na tych terenach. Dominująca władza skupia się w rękach katolików. Inkwizycja skazuje wszystkich na życie w bojaźni, gdy tylko padnie na kogość cień podejrzeń, iż nie żyje w zgodzie z przykazaniami kościoła. A tutaj rozgrywki arcybiskupa będą dotyczyć głównie usunięcia muzułmanów i zupełne wykasowanie ich kultury z terenów Hiszpanii.
Autor skupia się na relacjach jakie panują między muzułmanami a chrześcijanami. Przedstawia klan Al Hudajl, który przybywając na te ziemie założył wioskę i skupił całą społeczność muzułmańską, a teraz musi walczyć o swoje przetrwanie. Jest wybór:albo przejście na chrześcijaństwo albo walka o własne przekonania. Relacja z tych historycznych zdarzeń jest przedstawiona właśnie z ich punktu widzenia.
Tyle tylko, że ja tu nie dostrzegam zaangażowania w walkę, a dysputy o przeszłości. Wszystko urasta do sentymentalnej opowieści i jak na te trzysta parę stron to i tak rozwleczonej.
Naprawdę wątpię też żeby nie dochodziło do większych starć międzykulturowych, których tu prawie nie ma opisanych. Choć oczywiście środowisko muzułmańskie jest odmalowane jako to biedne, zgnębione - czyli znów jednostronnie - i praktycznie nie broniące się.
Mam wrażenie, że autor poprzez wprowadzanie opowieści członków klanu o przeszłości arabskich korzeni chciał bliżej przedstawić kulturę. Jednak żadne społeczności nie są jednowymiarowe. Tak jak wcześniej prześladowani chrześcijanie masowo ginęli w imię wiary, tak potem sami zabijali innowierców i dokładnie to samo robią wyznawcy każdej innej religii w zależności od położenia - raz sami umierają, potem znów oni zabijają.
Nie podejmę wyzwania i z dalszym ciągiem nie będę się zapoznawać pomimo iż pewne wątki tutaj nie mają zakończenia, zapewne dalej będą rozwijane, ale to już nie dla mnie.