Niestety nie miałam okazji przeczytać debiutanckiej powieści autora, Lokatorki. Jednakże po wielu pochlebnych opiniach, zakodowałam sobie, aby w niedalekiej przyszłości ją przeczytać. Stało się inaczej, gdyż w pierwszej kolejności trafiła do mnie propozycja zrecenzowania W żywe oczy. Książka, jak się okazało, była debiutem powieściowym autora, niemniej wydanym pod innym tytułem i o troszkę odmiennej fabule, ostatecznie kilkanaście lat temu zginęła w gąszczu podobnych lektur. Tym samym, po późniejszym sukcesie Lokatorki, autor postanowił wydać swój „debiut” ponownie. Jednak był świadom wad, popełnionych podczas pisania pierwszej wersji, toteż postanowił napisać ją od nowa. Dzięki temu zbudował na tym samym pomyśle powieść, która zawiera część scen co poprzednia, jednak ma zupełnie inną fabułę. Nasuwa się pytanie, czy tym razem książka osiągnie sukces?
Podczas lektury ciągle zastanawiałam się, czy to możliwe, żeby zabójca był od samego początku podany czytelnikowi na tacy, fabuła bowiem skupia się w większości na dwóch postaciach: Claire i Patricku. Także logiczne było, że zabiła jedna z tych postaci… ale czy na pewno? Czy ta zagadka mogła być taka prosta do rozwiązania? Odpowiedź brzmi: nie do końca! Delaney potrafi tak namącić, biorąc, KŁAMSTWO, oraz GRĘ AKTORSKĄ, jako główne składniki powieści, że nie jesteśmy w stanie przejść przez nią, nie zastanawiając się nad tym, co tu jest PRAWDĄ?! Toteż tego, kto jest psychopatą w tej rozgrywce, dowiadujemy się na samym końcu książki.
„Każdy z nas zamieszkuje własną rzeczywistość”.
Moim zdaniem W żywe oczy, to jeden z lepszych thrillerów psychologicznych, jakie ukazały się na polskim rynku wydawniczym. Autor potrafi zaabsorbować czytelnika od samego początku, umiejętnie myli tropy i podrzuca fałszywe wskazówki. Tutaj nie ma mowy o przypadkowości, bo Delaney doskonale wiedział, w jakim kierunku ma zmierzać historia. Moim zdaniem konstrukcja postaci, scen, jak również fabuła są tak bardzo przemyślane, że ta książka musi się obronić.
Na koniec muszę pochwalić wydawnictwo za oprawę graficzną – jest po prostu cudowna – i utrzymana w stylu Lokatorki. Wydaje mi się, że nie pozostaje mi nic innego, jak tylko dodać, że polecam tę książkę z ręką na sercu. Wiadomo, że każdemu się nie dogodzi, ale myślę, że większość czytelników lubiących thrillery będzie usatysfakcjonowana z lektury.