„…czas zwalnia, kiedy robisz coś trudnego lub kiedy się nudzisz. Ale gdy żyje ci się dobrze, wyrywa się spod kontroli i pędzi przed siebie.”
Wakacje życia!
No cóż, swoje lata już mam i gdyby ktoś zaproponował mi wakacje połączone z prowadzeniem księgarni w urokliwym miasteczku angielskim, to musiałabym odmówić, gdyż nie miałabym co zrobić z dziećmi – bo one księgarnię rozniosłyby w pył! ALE – gdyby ktoś zaproponował mi coś takiego dziesięć lat temu, to nie wahałabym się ani chwili i…prawdopodobnie już miałabym spakowane najważniejsze rzeczy;)
Evie ma trzydzieści trzy lata i spełnia się zawodowo. A jednak los sprawia, że staje przed ważną życiową decyzją – tkwić w starej pracy, w której jest niedoceniana czy szukać nowej pracy, w której być może ją docenią. Wybiera trzecią furtkę – wyrusza na wakacje, podczas których ma prowadzić uroczą księgarnię z książkami Szekspira na wystawie. Czy jako Amerykanka z krwi i kości będzie się potrafiła dopasować do małej społeczności? Evie uciekając od codziennych problemów w Chicago odnajduje coś, czego szukała całe życie. I są to nie tylko uczucia, ale przede wszystkim spokój.
Oto więc powraca prawdziwa Samantha Young ze swoją angielską opowieścią. Brnęłam w tę fabułę z ogromnym sentymentem. Dałam się oczarować tej małomiasteczkowości bohaterów, ich niecodziennym waśniom właściwym dla małych społeczności. Wciągnęłam się w wątek romantyczny, który nie był może wielką bombą emocji, ale rozwijał się stopniowo i spokojnie, aby poprzez przyjaźń dojrzeć do głębszych uczuć. Podobała mi się ta subtelność i delikatność w relacjach Evie i Roana, której tło stanowiła niebanalna społeczność Alnster. A przede wszystkim znowu dzięki książce poczułam morską bryzę i wilgotność w powietrzu tak charakterystyczną dla angielskiego klimatu. Razem z bohaterami opowieści Young spędziłam kilka dni wakacji i przypomniałam sobie o pięknie twórczości Szekspira… Young ma w sobie „coś”. To „coś” budzi we mnie nostalgię, melancholię i jakieś utęsknienie za tego rodzaju literaturą, w której trochę mam wrażenie, jakbym wracała do Austin, Bronte. Kocham ten klimat szkocko-angielskiej Young. Liczę na więcej mając nadzieję, że autorka na dłużej zostanie w Anglii… I pomimo tego, że za deszczową pogodą nie przepadam, to ta angielska wersja ma w sobie coś urzekającego i w pełni mnie przekonuje!