"Współlokator brata" autorstwa Anastazji Walenty to kolejny debiut literacki, który przykuł moją uwagę piękną okładką i interesującym opisem, po którego przeczytaniu liczyłam na naprawdę interesującą i chwytającą za serce opowieść. Czy po lekturze mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że tak właśnie było? Niestety nie, ale nie wyprzedzajmy faktów i zacznijmy od początku.
Główną bohaterką powieści jest niespełna osiemnastoletnia Anastazja Malinowska, która dotychczas mieszkała ze swoim nadużywającym alkoholu ojcem. Kiedy sytuacja wymknęła się spod kontroli, a dziewczyna doświadczyła przemocy domowej, jej starszy brat Fabian postanowił zabrać ją do siebie. Jednak, gdy Anastazja przybyła do Warszawy, okazało się, że jej brat dzieli mieszkanie ze współlokatorem — Maksem Zielińskim, o którym dziewczyna nie miała zielonego pojęcia.
Relacja między Anastazją a Maksem jest napięta już od ich pierwszej interakcji. Mężczyzna, który również nie miał pojęcia, że jego najlepszy kumpel sprowadził do ich mieszkania swoją młodszą siostrę, z impetem wparowuje do łazienki, w której dziewczyna zaczęła się już przygotowywać do wzięcia prysznica. I w zasadzie można byłoby puścić ten incydent w niepamięć, gdyby mężczyzna zechciał opuścić zajmowaną przez nich przestrzeń bez zbędnych komentarzy i dwuznacznych propozycji.
Niestety ku niezadowoleniu dziewczyny, podobne sytuacje powtarzają się dość regularnie, co doprowadza ją do szewskiej pasji. Jednak z czasem, ku swojem...