Lubię sposób, w jaki Karolina Sulej pisze o ludziach. Ile uwagi poświęca jednostkom, jak nie ocenia ich decyzji. I doceniam jej twórczość reporterską. „Rzeczy osobiste“ zmiotły mnie z nóg przez ogrom pracy jaki autorka włożyła w ten tytuł — chodziła po muzeach, rozmawiała z ludźmi, prowadziła własne analizy, korzystała ze świadectw... Stworzyła tekst na najwyższym poziomie. Sięgając po „Wszyscy jesteśmy dziwni“ miałam więc pewne oczekiwania, choć wiedziałam, że to tytuł słabszy w jej dorobku. Nie spodziewałam się jednak aż takiej przepaści. Nie zrozumcie mnie źle — Sulej dalej jest Sulej, dalej pisze lekko i stara się ugryźć temat z wielu stron, ale akurat ten reportaż to bardziej wstęp do tematu niż pełnowymiarowa opowieść o Coney Island. Autorka mówi o historii, mówi o maszynach, mówi o ludziach. Mówi wiele, a jednocześnie temat jest daleki do wyczerpania. Czyta się to przyjemnie i jest w historii potencjał, ale... To za mało. Stanowczo za mało! Wątki zostają ledwo poruszone, w dodatku w sposób niedbały, chaotyczny. Nie mniej — przygody z Karoliną Sulej nie zakończyłam. Planuję czytać dalej książki, które stworzyła.