Przeczytałam do końca chociaż od momentu kiedy to Mallory wprost '' cudownie '' zaczęło się wszystko udawać i wychodzić ,czegokolwiek się nie tknęła , kiedy nastąpiły dłuuuuugie (zdecydowanie za długie , moim zdaniem) opisy wszystkich sklepów , kawiarni i interesów jakie zaczęła prowadzić , mnie zaczęła ta książka nużyć . Taka dawka amerykańskiego patosu w angielskiej flegmatyczności . Jakoś , mimo nieźle oddanej psychologii postaci samej Mallory , nie poczułam jej smutku i żalu po stracie rodziny . Czyżbym była gruboskórna ? :)