Do rodowej siedziby hrabiostwa Camstocków przybywają niespodziewani goście: pani i panna Prescott. Szkopuł w tym, że u hrabiostwa przebywa z wizytą książę Danforth, onegdaj porzucony przez nią przed ołtarzem. Czy kilka dni wystarczy, by naprawić to, co kilka miesięcy wcześniej popsuła duma i uprzedzenia?
Zapewne w oryginale Zerwane zaręczyny to wysokiej próby perełka za grosik:
Filuterna, ekspresyjna, urokliwa. Ten rodzaj niewymagającej poczytajki, którą czyta się z przyjemnością i która zostawia po sobie dobre wrażenie.
Gdyby tak było w polskiej edycji Zaręczyn - byłabym pod autentycznym wrażeniem.
Byłabym, gdyż polska edycja książki woła o pomstę do nieba.
Pani G. Ordęga wspina się na wyżyny kunsztu prezentując szerokie spektrum niedopatrzeń i własnych zaniedbań. Zasługuje to na wyróżnienie i własne miejsce na podium.
Jak zarżnąć niebrzydki romans? Oddać w ręce fachowca od obróbki technicznej.
Sprawi, że na myśl o redaktorskich bykach na każdej kolejnej stronie romansoczytacz będzie otrząsać się ze wstrętem.
Tym to sposobem zamiast cieszyć się z dobrego romansu pluję jadem na wydawniczy bubel.