Znacie twórczość Malwiny Ferenz? Jeśli nie, to macie sporo do nadrobienia. Przeczytałam wszystko co napisała. Doceniam jej obyczajówki, komedie i trzy ostatnie powieści historyczne. „Brulion” i „Miasto w płomieniach” to jest must read.
Chwilę temu miała premierę najnowsza powieść "Ziemie obiecane"
Na tę historię Malwina kazała nam czekać trzy lata, ale uwierzcie mi na słowo- nie próżnowała.
Powojenny Wrocław. Już nie Breslau, ale jeszcze nie całkiem polskie miasto. Zgliszcza, na których życiowi rozbitkowie- Niemcy, Polacy, Rosjanie- próbują jakoś się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Czy tylko silne jednostki, jak zawzięty prokurator Lucjusz Styczeń, sędzia Poncjusz, czy szubrawiec Barasz, mają szansę na przeżycie? A co z prawymi, ale zupełnie nie przystosowanymi jak Władek Krysty? Szabrownicy, przesiedleńcy z Warszawy i różnych wiosek, bandyci i wykładowcy uniwersyteccy. Każdy próbuje zbudować nowe życie na obiecanych ziemiach.
Nie znam drugiej autorki, która w tak sugestywny sposób opisuje, że czuję zapach dymu ze zgliszcz miasta, słyszę krzyki. Wiele scen wstrząsnęło mną tak bardzo, że musiałam książkę odkładać, i po kilku dniach wrócić. Szczególnie okrutne sceny gwałconych Niemek przez żołnierzy Armii czerwonej, żydów katowanych tylko dlatego, że nie są aryjczykami.
Jeśli szukacie historii lekkiej i przyjemnej, przy której się uśmiechniecie, to nie. Nie czytajcie. Ale jeśli doceniacie mocne powieści historyczne, z bohaterami z krwi i kości, oparte ...