Opinia na temat książki Zsunęła się z krzesła. Ciennik

@tsantsara @tsantsara · 2024-03-13 07:46:15
Przeczytane Literatura polska (współczesna)
Jedenaste: nie bądź!

Od pierwszych stron tej pod każdym względem wysmakowanej książeczki (nietypowy, poręczny format, elegancka kolorystycznie obwoluta zapowiadająca klimatyczne, oszczędne ilustracje Mimi Wasilewskiej) miałem wrażenie, że stykam się oto z wyjątkową prozą, która - w prozie właśnie, ale poetyckiej przez język - eksploatuje na nowo ten sam temat, ten sam ból, co "Pożegnanie z matką" Różewicza. I rzeczywiście matka pisarza jest tu wszechobecna, choć już właśnie nieobecna. Bielecki rekonstruuje w słowach jej całe życie, a także swoje - z nią i po niej. Swoje inscenizuje wręcz od sceny spotkania rodziców na łące, podczas którego obie rodzicielskie komórki miałyby się połączyć (nie jest pierwszy, robi to Gospodinow, robili to inni). I właśnie poprzez takie zabiegi, przez nadmiar pomysłów, gadatliwość, zalew jakiejś logorei, najpóźniej po setnej stronie, choć autorowi nie wygasa kreatywność w tworzeniu odkrywczych i niecodziennych, ale sugestywnych połączeń wyrazowych (z tego głównie bierze się poetyckość tej prozy), nie wyczerpuje się wrażliwość na ich brzmienie, tekst zaczyna nużyć. Owszem, widać tu miłość i przywiązanie, jest w tym ból, jest zajmująca forma i język. Ale nawet jeśli dotąd nie było w literaturze nielegalnego (bo niezgłoszonego) otwierania grobu i podwyższania położenia w nim trumny, to co mnie to obchodzi? Niechże to, na miły Bóg, pozostanie pozaliteracką sprawą rodzinną. Wiem, literatura to taka "kapsuła przeciwczasowa", w której można przechować przez lata coś, co dla innego było cenne, a najlepiej właśnie rzeczy ulotne i z pozoru nieważne. Uwiecznić kogoś bliskiego, ukochanego, wystawić osobisty pomnik (przypomina się żałosna próba Szczygła w "Nie ma"). Ale w pomniku Różewicza oprócz rozdzierającego serce dramatu rozstania jest powściągliwość i nienachalny patos. Zbiór Różewicza wywołuje katharsis, bo każdemu dana jest w życiu ta sytuacja, że traci matkę, wiersze dają słowa podzielanym przez wszystkich emocjom, w matce Różewicza każdy odnajduje tę swoją. Tu matka jest tylko jedna - Krzysztofa Bieleckiego, a przez słowotok ma się wrażenie zagadywania tej straty, tej śmierci. Zwłaszcza pod koniec. Przez ostatnie 120 stron, czyli ponad połowę książki, miałem wrażenie powtarzania, jakiegoś kurzego rozgrzebywania tej samej grobowej ziemi, w której już właściwie nie ma ziarna. To tak, jakby przez pół filmu oglądać napisy po filmie. Bo trzeba było jeszcze wstawić wszystkich znajomych (znajomi będą zadowoleni) i uwiecznić po raz pierwszy w literaturze Gąbin i Staw? Ja wiem, to takie biblijne - jak 77 razy należy wybaczać, tak 77 razy wolno wracać do tej trwogi, smutku i śmiechu. Tak, śmiechu. Gdyż Bielecki wyklucza skowyt (bo Ból trwa w ciszy) i za to go szanuję. Ale ten utwór to rodzaj trenu (są w tekście bezpośrednie nawiązania literackie, np. Kochanowskiego "żałosne ochędóstwo"). I jeden tren na... 220 stron?! Czytanie może jest ciszą. Ale czy opowiadanie, mówienie także? Tak długi tren za trumną, osobom postronnym, jak ja, zanadto się pewnie ciągnie... Jeszcze go kto nadepnie. Krótko mówiąc, niełatwo jest dotrwać do momentu, kiedy grób się zamknie i na krzyżu pojawi się od początku obiecywana dokładna data.

Literacki pomnik czy papierowa "kapsuła czasu" - ile mogą przetrwać? Passer mortuus est meae puellae, passer... Jak ważna jest dziś śmierć wróbelka, który należał do dziewczyny Katullusa, a który padł... 21 wieków temu? Nie chodzi więc chyba o samego o wróbelka, lecz o zapis uczucia. O sens, jaki nadawało się / nadaje się temu wydarzeniu. Ale co, jeśli wszystkie sensy się rozjadą, gdy po nas i po całej literaturze pozostanie tylko pustka? Autor zadaje sobie to pytanie - więc raczej nie ma pretensji do wiecznotrwałości. I chwała mu za to.
Kiedyś kość słowa zostanie bez imienia. (s. 227)
I na koniec jeszcze ten nieszczęsny Tytus Emfazy (nomen omen?) Cienki... Porte parole autora? Nie zrozumiałem tego zabiegu. Żart? "Łowca cieni" - sprawca i tropiciel? Figura śmierci w kryminalnym kostiumie? Wszak w Polsce pisze się i czyta ostatnio głównie kryminały - ukłon w stronę mainstreamu? Ale po co? Nikt, dla kogo kryminał stanowi podstawowy gatunek literatury, nie zechce tego czytać, nikt taki nie dobrnie do emfatycznych interludiów z Cienkim.

Pomysły na tytuł (z tekstu) recenzji, której nie napiszę: Przepaść nas złączyła i przepaść nas rozłączy; Macierzyństwa jeszcze nikt nie wytłumaczył; Mama jest zawszością; Z natury byłem grzeczny; "Aż" bywa okrutne; Sukcesją człowieka są kości; Czy droga do wieczności jest faulem?; Kremacja zawsze kończy się sukcesem; Absurd tłumaczy życie; Tęsknota to trudny przedmiot; Niektórzy rodzą się po to, żeby żyć; Zapałka jest dla ognia matką, a zapalniczka tylko ojcem; Przenikań nigdy dość; Dyskrecja umniejsza straty; Zdążę podać dokładną datę, Śmierć odmiga się w stawie; Gdyby nie śmierć, nic by nie było. Tylko życie.

Czytając pierwszą połowę tej książki zamierzałem ocenić ją niemal jako arcydzieło, druga jednak wydała mi się tylko "przeciętna". Wyszedł kompromis.

Notatki>>
bohus, cmentarz Recoleta Buenos Aires, škoda 706RT
Korekta: W kiosku poproszę o "Świerszczyka"...żywego czy po afrykańsku z rusztu?! o "Świerszczyk"!
Sztuka: Dega - surrealista; Pergolesi - Stabat mater (wyk. Józef Kolinek), Szymanowski - Źródło Aretuzy
Literatura: (inni o śmierci) Brzozowska (czyżby Edyta?), Kopański (Tomasz?), Libich, Matyszkowicz, Michalski, Orzeł, Wiedemann, Wójcik, Zimne źródło?
Ocena:
Data przeczytania: 2024-03-08
× 4 Polub, jeżeli spodobała Ci się ta opinia!
Zsunęła się z krzesła. Ciennik
Zsunęła się z krzesła. Ciennik
Krzysztof "(1960)" Bielecki
7/10

Czy Krzysztof Bielecki poleciał z matką w kosmos? Oto tajemnica jego najnowszej powieści „Zsunęła się z krzesła. Ciennik”. Nawet wątki autobiograficzne czyta się z niedowierzaniem. Kosmos odsłania rz...

Komentarze
© 2007 - 2024 nakanapie.pl